sobota, 5 grudnia 2015

(Harry Potter...chyba) Analizatornia pod Nadgryzionym Księżycem #6

Zanalizowały: Kapelusznik i Kot, wspierane dzielnie przez: Roberta i Sebastiana.


Uwaga! Eliksir, co profesora zmienia w hipisa i tęczowe kociołki!

Witajcie witajcie!
Po dłuższej przerwie Kot i Kapelusznik powracają z nową porcja bzdur i... Wszystkiego innego, bo nie wiem jak inaczej nazwać cały ten bezsens...
Ale nie wściekajcie się za bardzo (taki żart i tak wiemy że nikt tego nie czyta)!
A więc nie przedłużając, żebrzemy o komcie (czymkolwiek są)! *podstawia koszyk z napisem "na komcie", wypełniony babeczkami, śrubkami i różnego rodzaju częściami samochodowymi*
Darowizny proszę wkładać tutaj.
*uradowana* Jest! Zawsze chciałam to zrobić!
(*zagląda ciekawie* Eh... Przyznajcie się, po prostu nie macie pojęcia czym są te całe "komcie")
*prycha* Znawca się znalazł...
Ale wracając do analizy. Przedstawiamy wam opko typu " Sevmione"! (Tak, my też nie wiemy co pociągającego dla aŁtoreczek może być w starym nietoperzu... *rzyg*). Ale z okazji tej analizy, specjalnie dla was, odkurzyłyśmy nasze mundurki i przeniosłyśmy się z powrotem do Hogwartu.
Indżojcie!!!

Morderstwo zostało popełnione we wtorek, 28 lipca 2009 roku pod tym adresem:
(http://sevmiona.blox.pl/html)

Rozdział I

- CO JA MÓWIŁEM O SKÓRCE BOOMSLANGA, PANIE POTTER!?
-ŻE W ZBYT WIELKICH ILOŚCIACH POWODUJE AUTOMATYCZNE WŁĄCZENIE CAPSLOCKA?! 
-Że od zbyt dużej dawki zostajesz Trulaverem?

 – Snape wydarł się na całą klasę, jak zwykle narzekając na chłopca-który-przeżył.
Serio? Nie masz ciekawszych powodów do narzekania?
A co powiesz na:
Polityków.
Szkołę.
Francuski.
Fizykę.
Blogaski.
Filery w Naruto.
Brak czasu.
Że Lili Cię zfredzonowała.
Że masz tłuste włosy.
Że musisz uczyć te bandę debili.
Że Malfoy wyżłopał twój zapas ognistej.
Niedobory szamponu do włosów.

 Harry zarumienił się i mruknął pod nosem:
-Notice me senpai... >. <
Hinata? *.*

 - Że wystarczą dwa płatki… - opuścił głowę, żeby nie patrzeć w oczy profesorowi
- A ile pan ich dodał? – spytał jadowicie.
-Ooosiemm!!!- krzyknęła zachwycona Lu.
-Dziesięć!!!- zawyła Kot, dorzucając do kociołka jeszcze dwa (No co? Przecież dopiero powiedzieli wyraźnie: bla bla bla... dwa płatki...bla bla bla... dodał ich...bla bla...)
-Ale to nie było do was...- zauważył siedzący w tylnej ławce Robert.
- Cicho siedź debilu, rozmawiam!- wrzasnęła Lu na brata.
-panie plooofesoze... Dlaciego ta bleja tak bulgocie?- spytała patrząc na dno swojego kociołka.
-panie plooofesoze... Dlacego to  jeś takieee luziowe?- dodała, szturchając wylewającego się gluta palcem, Kot.
-Dodałyście za dużo brokatu - odpowiedział mrużąc oczy nauczyciel - i gumy balonowej jeśli o tym mowa...

Chłopak z blizną na czole mruknął coś niezrozumiale – Nie słyszałem, Potter!
- CO JA MÓWIŁEM O SKÓRCE BOOMSLANGA, PANIE POTTER!? – Snape wydarł się na całą klasę, jak zwykle narzekając na chłopca-który-przeżył. Harry zarumienił się i mruknął pod nosem:
- Że wystarczą dwa płatki… - opuścił głowę, żeby nie patrzeć w oczy profesorowi
- A ile pan ich dodał? – spytał jadowicie. 
...
Mam dejavu...
*sprawdza czy Kot dobrze przekopiowała tekst*
Nu stoi jak byk!
Hehehehe...
*zagląda do kadzidełka* Noup. Żadne z tych ziół nie miało prawa nam zaszkodzić.

Chłopak z blizną na czole mruknął coś niezrozumiale – Nie słyszałem, Potter! – zagrzmiał
Snape nie usłyszał Harrego, bo jakiś chłopak z blizną na czole zaczął mruczeć niewyraźnie...?

- Cztery. – wyszeptał skruszony Harry
- A więc co by się stało, gdybym nie rzucił zaklęcia zastoju na pański eliksir? – spytał,
-Emm... No chyba ruszył by.- zauważyła mimochodem Kot, dosypując garść żelek do kociołka.
- Musiałabym go zjeść...? - zasugerowała Kapelusznik, zmuszając swoja odpowiedzią Snape'a do zastanowienia się w jaki sposób udało się jej przeżyć na tym świecie przez piętnaście lat...
*dyskretnie odsuwa kociołek Pottera od siostry*

a każde jego słowo brzmiało tak przerażająco, że sam bazyliszek by się ich nie powstydził
Bazliszki gadają...?
AŁtoreczka musiała je czymś zarazić!!!
*nakłada koszulkę z napisem "ratujmy bazliszki" i idzie protestować przed wylęgarnią aŁtoreczek*

- Wybuchłby. – mruknął od niechcenia czarnowłosy
No to o co ten Snape się tak wścieka? To chyba dobrze nie?

No jak to o co? Przecież pan Potter na myśl o wybuchu zaczyna się nudzić.Ja bym wysłała do specjalisty i z dobroci serca dała lizaka.

- Właśnie. A więc chce pan narażać życie całej klasy? – spytał Snape,
TAK!!!
Jak najbardziej panie psorze!

 na co Harry pokręcił tylko głową, (no weź...)  chociaż w środku cały się gotował
Para leciała mu z uszu i zaczął przenikliwie gwizdać, ale nie powiem którym otworem...
Płuca lekko al dente, jednak serce już prawie się rozgotowało... A sos jeszcze nie gotowy!
(Hanibal Lecter?)


– dwadzieścia punktów od Gryffindoru – syknął – Może to cię… nauczy pokory i odpowiedniego przyrządzania narządów wewnętrznych. Jak śmiałeś rozgotować serce? Toż to bluźnierstwo przeciwko sztuce kulinarnej!
Miejmy nadzieje ze nie spaprał gałek ocznych...
*głodna*

- Skończyłam, panie profesorze… - odezwała się brązowowłosa czarownica, przerywając tym znęcanie się nad jej przyjacielem
- Skończyła pani, panno Granger? – spytał
 z ironicznym niedowierzaniem, a jednak tak jadowicie, że klasa przeraziła się, że coś jej zrobi.
*zaczyna zbierać jad nauczyciela do butelki*
...
No co może się przydać!
Dodajmy go do kociołka! *uradowana wlewa pół flakonika, i obie z fascynacja patrzą jak zawartość  zaczyna się mienić wszystkimi kolorami tęczy*

 Profesor podszedł szybko do jej stanowiska i zerknął na jej kociołek – Według instrukcji eliksir powinien być gotowy za półtorej miesiąca… - syknął
Po czym warkną, spluną, bekną i na koniec pierdną bowiem nie znał tak wyrafinowanych form komunikacji jak zwyczajne "mówienie".
Przez opary idioctwa unoszące się po całej klasie Severus stwierdził, że pierdoli to wszystko, zostanie hipisem. To tylko efekt uboczny obcowania z naturą.

 Co oznacza, że nie stosowała się pani do niej, mam rację?
- Tak, panie profesorze. W pierwszej fazie eliksiru zamiast całych much siatkoskrzydłych dodałam tylko ich skrzydła (Oczywiście mając w głębokim poważaniu fakt, że większy wpływ na eliksir ma sama mucha, dzięki której eliksir ma takie działanie, a nie inne. Nauczycielka od Chemii prześwięciła by mnie, gdybym napisała jej na sprawdzianie, że po wuja tlen ma być dwuwartościowy, skoro jedynka jest ładniejsza.), co spowodowało dziesięciokrotnie szybsze ugotowanie ich (Tych much, których nie dodała), więc podstawę miałam gotową w ciągu dwóch dni. Jeszcze zamiast całej dawki sproszkowanego rogu dwurożca użyłam tylko pół, a drugie pół zastąpiłam Kamieniem Saargo, czym zakończyłam proces warzenia. W dodatku mój eliksir działa trzy razy dłużej niż tradycyjny eliksir wielosokowy. – powiedziała bez zająknięcia.
 you're wrong
Wszystko fajnie słoneczko, ale nie zapomniałaś możne o skorce bolmslanga, ślazie, pijawkach i ptasim rdeście?
Takie tam... Składniki.
Czy ona w ogóle przeczytała przepis? 
*kręci zdegustowana głową* Idioctwo się szerzy, moja droga. I to w zastraszającym tempie.
Nie idioctwo... Gorzej- MarySuizm. Ale co na to poradzić...
Granat odłamkowy i głodny tygrys... Dokładnie w tej kolejności.

Nigdy nie bała się Mistrza Eliksirów, choć wiedziała, że cały zamek ma takie odczucia wobec niego.
Cały zamek...
Z Dumbledorem, murami, panią Norris i innymi nauczycielami włącznie, tak?
Kiedy szedł korytarzem ściany usuwały mu się z drogi, a okna trzęsły framugami. Normalnie mu to nie przeszkadzało, jednak schody, które uciekały przed nim w popłochu doprowadzały go do białej gorączki...

 Szanowała go, jako nauczyciela. Jako jedyny nie prawił im o niebezpieczeństwach czyhających na nich poza szkołą, tylko wpajał wiedzę do ich opornych głów, mając cichą nadzieję, że jakieś wójwieco jednak ich pożre. Spojrzała mu prosto w twarz, na co niewielu z nauczycieli by się odważyło i dostrzegła lekki podziw w jego oczach,
A to na pewno nie była odraza? Weź sprawdź jeszcze raz...
Albo to nie były jego oczy.
Przypadkiem wzrok jej się omsknął i trafił na oczy Malfoy'a, dyskretnie podziwiającego się w przenośnym lusterku pożyczonym od Pansy.
To znaczy, że większość nauczycieli w trakcie rozmowy uciekało wzrokiem i rumieniło się jak płochliwa dziewica? Toż to nie Hogwart!

jednak wiedziała, że profesor jest zbyt dumny, by przyznać punkty pannie-wiem-to-wszystko.
- Dziesięć punktów od Gryffindoru za nie trzymanie się instrukcji. – powiedział, ale już nie tonem, który przyprawiał o dreszcze, jednak wciąż chłodnym. Uczniowie tego domu mruknęli z oburzeniem, ale Hermiona w głębi duszy cieszyła się.
Tak naprawdę przechwytywała wszystkie utracone przez Griffindor rubiny i prowadziła wieczorami nielegalne interesy z goblinami, ale o tym nikomu...
Była tajniakiem ze Slytherinu...

– I zostaniesz po lekcji, żeby posprzątać salę. – tym razem jęknęła cicho, ale spokojnie przelała eliksir do kilku fiolek, które schowała do torby, uprzednio rzucając na nie zaklęcie nietłuczące.
Rzucone zaklęcie (jak to bywa przy przekręcaniu zaklęć) zmieniło cały zapas eliksiru w pomidorową.

Jedną z nich (opisaną jej imieniem i nazwiskiem) postawiła na biurku profesora i spokojnie czekała do dzwonka.
 I tutaj objawia się niekompetencja nauczyciela, który po skończonej pracy powinien kazać jej chociażby posprzątać stanowisko.

Gdy klasa wyszła z pomieszczenia zebrała wciąż napełnione kociołki na stole stojącym pod ścianą
Zaraz... a uczniowie nie powinni przypadkiem przelać swoich... "wyrobów" od fiolek?
Ich nie były tak idealne. Proszę cię, chcesz marnować czas nie-Snape'a na sprawdzanie prac nieidealnych?! *patrzy z dezaprobatą* No wiesz?!

i już miała chować różdżkę do torby, gdy Snape powiedział
- Możesz użyć magii… - Hermiona spojrzała na niego ze zdumieniem
- Słucham? – spytała z niedowierzaniem 
-No proszę pana... Jak pan tak może? Jak ja się teraz na oczy koleżankom pokażę...? Tak bez żadnej wzruszającej i traumatycznej historii o tym jak to własnoręcznie musiałam oczyścić dziesięć kociołków, z czego jeden dość niepokojąco mieniący się kolorami tęczy...
- Masz jakiś problem z tęczą...?- mruknęła Lu ukradkiem chowając do torby swojego tęczowego misia.

On musi być hipisem! Nie widzę na to innego logicznego wytłumaczenia...
  - Czy ja wszystko muszę powtarzać dwa razy? Czy po prostu przez to gniazdo na głowie nic nie dochodzi do twoich uszu!? – powiedział podniesionym tonem
I tu na usprawiedliwienie Hermiony z własnego doświadczenia stwierdzam, że to bardzo możliwe.
Warczy, syczy i wrzeszczy...
Czy tylko ja mam wizję tej kałamarnicy z "Noc w muzeum 2"?

- Nie, ja tylko… - zaczęła, ale Snape jej przerwał
- Myślałaś, że nietoperz z lochów nie ma litości i zawsze każe uczniom sprzątać bez pomocy magii?
Noo...
*przypomina sobie wszystkie szlabany za czasów kiedy chodziła jeszcze do Hogwartu*
W 99.99% tak właśnie było.  Tylko raz jak zaatakowała mnie zawartość jednego słoika dostałam pozwolenie na użycie różdżki.
Pamiętasz Kocie?
Z tego co pamiętam, to ty pierwsza ją zaatakowałaś...
Ale nie dziwię ci się... Wyglądała tak smacznie... *ślini się*

– powiedział spokojnie, co dla brązowowłosej stanowiło nowość – Jeżeli tak, to nie myliłaś się. Chociaż jeżeli wolisz to zrobić używając mugolskiego sprzętu, to masz go tam… - wskazał na małe drzwiczki prowadzące zapewnie do komórki, albo jak uczy panna E. L. James, do czerwonego pokoju. Hermiona nie odpowiedziała, tylko machnęła krótko różdżką i klasa lśniła od czystości.
 Czystość pokrywała wszystko niczym brokat, jak rozumiem.
Łoo.... Zaklęcie brokacące... Muszę to opatentować.
pixie dust disney magic peter pan wendy
  Już miała wychodzić, gdy głos nauczyciela ją zatrzymał
Głos stanął w przejściu, w czapce policjanta, z gwizdkiem i lizakiem, nie pozwalając jej zrobić nawet kroku.

- Dlaczego to zrobiłaś? – spytał cicho,
I posłał jej spojrzenie przepełnione miłością i cierpieniem...
Oh wait.
Pomyliło mi się ze Zmierzchem. :)
-Jak to dlaczego?- zdziwiła się.- Przecież profesor dopiero powiedział, że mogę...
-Cholera... A miałem taką nadzieję, że jednak pójdziesz do tego pokoju, no bo wiesz... Od 40 lat nie udało mi się nikogo wyrwać, a Mcgonagall nie jest zbyt chętna. Poza tym ta kobieta chyba kręci na boku z Dyrektorem...

 a ona odwróciła się do niego i spojrzała na niego ze zdumieniem na twarzy
Zdumienie - nie wiadomo kiedy przyczepione przez aŁtoreczkę do czoła Hermiony "Kropelką", zatrzepotało smętnie, poruszone przez przeciąg w lochach.
Spojrzała na niego, odwróciwszy się do niego i nachyliła się do niego, szepcząc do niego, że jednak jedno niego w zdaniu w zupełności wystarczy.

- Bo wiem, że kończą się zapasy tego eliksiru z powodu wojny, a jest on potrzebny w dużych ilościach i strasznie długo się go robi.
Dlatego też masz prawo eksperymentować i Merysuizować na lekcji.
That make sens...
*kiwa głową*
 Nie. Fcale...

 - wiedziała, że profesor chciałby o coś poprosić, ale jest na to zbyt zarozumiały.
 Westchnęła cicho i machnęła krótko różdżką, powodując pojawienie się na jego biurku skopiowanych notatek dotyczących eliksiru i jego ostateczny sposób przygotowania, po czym wyszła z sali, z uśmiechem na twarzy.
Poziom MarySuizmu przekroczył wszystkie możliwe granice.
Mam wrażenie że za chwilę Hermiona zacznie udzielać Dumbeldorowi korepetycji z transmutacji...
A potem nauczy starą Hooch jak latać na miotle...
Właśnie! A nam pokażę jak robić epickie błędy ortograficzne na dyktandach!!! Ale co to to nie kochana... Z takim talentem jak u mnie i u Kota to trzeba się urodzić!!!

 Szybkim krokiem ruszyła w stronę schodów prowadzących do wieży Gryffindoru, po drodze natykając się na dyrektora. Powiedziała kulturalnie dzień dobry, przypomniała, że umówili się na korepetycje o 19.00 i z uśmiechem szła dalej. Przed obrazem grubej damy przybrała maskę wściekłości i powiedziała hasło (farmazony) i weszła do pokoju
 i zarzuciła włosy na ramię.
 i westchnęła teatralnie.
 i rzuciła się ze schodów w ramiona ukochanego, ale ten się nie wyrobił i Hermiona przywaliła w podłogę.  :)
 Marzenia...

wspólnego rzuciła torbę na podłogę koło fotela, po czym usiadła z naburmuszoną miną. Widząc to jej przyjaciele podeszli do niej i usiedli na pobliskiej kanapie
- Podziwiam Cię normalnie… - powiedział w końcu Ron – Snape…
- Nawet o nim nie wspominaj. – przerwała mu „wściekła” Hermiona
Natomiast Hermiona wściekła siedziała cicho w kąciku, nie chcąc się narażać.

- Jasne, jasne… - powiedział – Ale jakoś szybko cię wypuścił…
właśnie spodziewaliśmy się pikantniejszych scenek... *sugestywnie rusza brwiami*
Robercie braciszku pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?
Masz na myśli tę w której obiecałaś że jak nie będę się przyzwoicie zachowywać to wypatroszysz mnie, przebierzesz w strój baleriny i powiesisz na choince?
Tak tę.
hmm... nie, nie pamiętam. ;)
*wyobraża sobie Roberta w stroju baleriny* Boże, broń! Fe...
A ja bym to chętnie zobaczył...
Wiem że byś chciał... *nachyla się z ponętnym uśmiechem nad Sebastianem i...*
STOP!!!
Żadnego yaoi przy czytelnikach!!!
Rozejść się, rozejść! *wciska się bezczelnie pomiędzy zakochanych*
*jęczy zawiedziona, chowając aparat do torby*

- Bo nie wiedział, że umiem czarować bez różdżki… - powiedziała tonem o temperaturze zera bezwzględnego
Ludzie litości...
Phi... Na ładne oczka, to każdy potrafi...

- Zachował się niesprawiedliwie odejmując punkty i każąc ci sprzątać salę… - powiedział Harry
- Wiem… Chociaż miał trochę racji… Mogłam przecież coś zrobić sobie i klasie ulepszając ten eliksir. – powiedziała
A nie pomyślałaś o tym wcześniej ponieważ...?
Myślała nad tym jak się nie pieprzyć z okaleczaniem i krzywdzeniem i od razu całą klasę zanichilować! Zuch dziewczynka...
Czyli pominęła najciekawsze...

- A ty znowu go bronisz… - oburzony ton Rona wskazywał na to, że nie przepada za profesorem
Ale tylko ton sugerował taką niedorzeczność... Tak naprawdę Ronald i reszta Weasleyów byli zagorzałymi miłośnikami nauczyciela eliksirów i razem z Filchem co wieczór odśpiewywali mu pod oknem serenady miłosne. 
Inna sprawą że Snape  mieszkał w lochach ale po znajomości Artur był wstanie wszystko załatwić...
harrypotterremix

- Nie bronię, tylko stwierdzam fakt. Pracowałam nad tym wszystkim w klasie a nie w muzeum sztuki współczesnej i mogłam nieźle ją uszkodzić, gdyby nie zaklęcia rzucone na mój kociołek... a tak w ogóle, to skończmy ten temat. Idę…
- ...do biblioteki. - dokończył za nią Harry. Spojrzała na niego chłodno i zarzuciła torbę na ramię, po czym wyszła z pokoju wspólnego.
 -To moja kwestia!- warknęła na odchodnym
Ruszyła do gabinetu profesor McGonagall. Zapukała trzykrotnie, a gdy usłyszała pozwolenie na wejście, otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia.
- Aa… Panna Granger… - powiedziała profesorka – Co panią do mnie sprowadza? - spytała
- Chciałabym prosić o pani pozwolenie do skorzystania z działu ksiąg zakazanych… - powiedziała – pisze wypracowanie na pewien temat i nie mogę znaleźć informacji potrzebnych do zakończenia. – to akurat było kłamstwem
- Oczywiście… Uważam też, że powinnaś mieć nieograniczony wstęp do tego działu,
I zamek na wyłączność, prywatne kształcenie, i harem trulofów.
Nie marudź. Minerva po prostu ma nadzieję, że któraś z tych zaklętych ksiąg ją:
A. Zje.
B. Wciągnie.
C. Spopieli.
D. Nałoży na nią jakąś klątwę
E. Inne tego typu, nieistotne rzeczy
[Niepotrzebne skreślić]

bo ostatnio bardzo często przychodzisz po pozwolenie, a nie chcę mi się za każdym razem go pisać… - Hermiona uśmiechnęła się w duchu
- Nie wiem, czy zasłużyłam, pani profesor… - powiedziała z niepewną miną
Najświętszy ramenie, czy tyko mi stanęła tu przed oczami scena z Tomem Riddlem i Slughornem?
Nie. Uwierz mi, nie tylko...
-No bo widzisz... Byłam ostatnio w dziale ksiąg zakazanych...


- Zasłużyłaś, moja droga… - powiedziała starsza kobieta i podała jej kartkę – Miłego dnia życzę…
- Dziękuję pani profesor i wzajemnie. – odpowiedziała i ruszyła szybkim krokiem do biblioteki. Błyskawicznie odnalazła panią Pince i wręczyła jej kartę z uśmiechem,
Podejrzane te jej uśmiechy.
Kartka ta była krewną Deidary z Akatsuki...
Albo porostu przetramsmutowanym Deidarą. Biedny Deidara...

 po czym wparowała do działu ksiąg zakazanych.
Po drodze trzaskając drzwiami.

 Wzięła książki, które miała już upatrzone od dłuższego czasu, usiadła przy jednym ze stolików i zagłębiła się w lekturze, co parę minut robiąc notatki. Była dopiero w szóstej klasie, a już stworzyła kilka niezłych eliksirów,
I dostała nagrodę nobla z czterech dziedzin i rozwiązała problem globalnego ocieplenia i głodu na świecie,  tak wiemy aŁtorko co nam chcesz przekazać...
He...Hehehehe... Hehehehehe... he... Ona żartuje, prawda? *nadzieja*
Ty... Jak tak dalej jej dobrze pójdzie to nasz cały szatański plan zniszczenia świata weźmie w łeb!
"Robert&Dunderstych spółka ZŁOo"... To były dobre czasy.

dlatego chciała być mistrzem, jednak wiedziała, że pochwały od swojego nauczyciela nie dostanie. Otrzeźwiała dopiero, kiedy zegar na ścianie zaczął wybijać północ. Merlinie! Nie jadła nic od czasu śniadania!
 I nie musiała. Przecież każdy wie, że Mery Sue odżywia się wyłącznie energią kosmiczną, a pija ambrozję, którą dostała w prezencie od bogów.
Ewentualnie krew swoich ofiar... TFU! Chciałam powiedzieć Trulofów.
Pani Prince pozwoliła jej siedzieć tam tak długo?
Chyba że...
*ostrożnie wychyla się zza regału skąd razem z Kotem obserwowały Mary Sue*
Słuchaj Zuza... Chyba nie myślisz że te zwęglone resztki to...
...
Jakby ci to powiedzieć... Przynajmniej teraz wiemy na kim Hermioną testowała swoje eliksiry.
Pani Prince! *wesoło podbiega do zwęglonego truchła* Fajny makijaż. Jak dla mnie trochę zbyt ekstrawagancki jak na bibliotekarkę, ale może być...
Jestem pełen podziwu dla naiwności tego dziecka...  Machnięciem różdżki odesłała książki na ich miejsce i chyłkiem wymknęła się z biblioteki, w ostatniej chwili łapiąc swoje notatki.
Uciekamy z miejsca zbrodni co?

TYLKO NIE PANI PRINCE!!!
*lamentuje nad zwęglonymi resztkami bibliotekarki*
ONA JEDNA MNIE TU TYLKO LUBIŁA!!!!
NIEEEEEE!!!!
*zdziela się z liścia*
Ogarnij się kobieto!
Dobra kocie myśl. Co robimy zazwyczaj jak kogoś spaliny?
Eee... No z tego co pamiętam mnie przerobiłaś na piernik i próbowałaś pożreć...
*rozważa*
Odpada. Pani Price nawet jako piernik nie nadawała by się do skonsumowania. Jakieś inne opcje?
Hmm... Możemy ją polać tęczową zawartością naszego kociołka!!!
Co?! To najdurniejszy pomysł jak w życiu...!
...
Albo w sumie co szkodzi spróbować. Wój raczy wiedzieć co nam mogło wyjść z tej mieszaniny...
Sebastian zasuwaj do lochów!
Nie możesz mi rozkazywać!
Ale mogę cię przefarbować jak będziesz spał! 
Albo pokazać Robertowi zdjęcia z ostatniej imprezy... 

Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i szybko, ale ostrożnie ruszyła do wieży Gryffindoru. Niełatwo było obudzić grubą damę, ale w końcu jej się to udało, a ta bez proszenia o hasło wpuściła ją.
Nie musiała sprawdzać kto to, aurę Mary Sue wyczuwała z daleka.
Jee tam... Po prostu złote dzwony obwieszczały jej przybycie.

Hermiona wzięła szybki prysznic, uprzednio kopiując notatki i chowając je. Położyła się w łóżku, nie budząc dziewczyn, po czym zasnęła.
Kolejna z pstryczkiem "ON-OFF" na plecach?

Rozdział II

Obudziło ją lekkie szturchanie. Przewróciła się na drugi bok, starając się nie zwracać uwagi na to, że ktoś nią lekko potrząsał - Mionka wstawaj…
Za pół godziny śniadanie… - na słowo „śniadanie” zaburczało jej w brzuchu, więc pomału otworzyła oczy.
Następnym razem spróbuj z "pizza" albo "kisiel" efekt murowany.
*nadal głodna*

Zobaczyła Ginny, siedzącą na brzegu jej łóżka. – Gdzieś ty właściwie była od twojej ostatniej lekcji? Chłopacy powiedzieli, że jesteś w bibliotece, ale nie znalazłam cię tam…
 Bo chłopacy kłamią z natury, nie to co chłopcy, którzy są wzorem szczerości i prawości w blogaskach.

 - Byłam w bibliotece…
Obudziło ją lekkie szturchanie. Przewróciła się na drugi bok, starając się nie zwracać uwagi na to, że ktoś nią lekko potrząsał
- Mionka wstawaj… Za pół godziny śniadanie… - na słowo „śniadanie” zaburczało jej w brzuchu, więc pomału otworzyła oczy. Zobaczyła Ginny, siedzącą na brzegu jej łóżka. – Gdzieś ty właściwie była od twojej ostatniej lekcji? Chłopacy powiedzieli, że jesteś w bibliotece, ale nie znalazłam cię tam…
- Byłam w bibliotece…
Ile razy ona ma zamiar "być" w tej bibliotece?
Iiiiiiii.... znowu.
Dejavu!!!

 - mruknęła zaspana Hermiona i ruszyła wolnym krokiem w stronę łazienki, nie zwracając uwagi na to, że dziewczyn z jej roku już nie ma.
Ją tam się nie znam ale biorąc pod uwagę fakt że szła do łazienki to chyba dobrze że nikogo tam nie było nie? Chyba że Hermioną i jej koleżanki myją się grupowo...
 snape shrug gif Imgur

Nałożyła pastę na szczoteczkę do zębów i przed ich umyciem powiedziała – Tyle, że w dziale ksiąg zakazanych…
A żeby to powiedzieć, bezwzględnie musiała stać jak ten jełop ze szczoteczką w ręku? 
Strzeż się klątwy książki niemytego talerza! (Jeśli nie wiesz o co chodzi, cofnij się w analizie do fragmentu z profesor Mcgonagall. ^)
- Nie dasz sobie spokoju z tym eliksirem, prawda? – mruknęła ruda. Hermiona wypłukała usta i spryskała twarz wodą.
Do tego zabiegu potrzebowała specjalnego rozpylacza, ponieważ jak powszechnie wiadomo, Hermiona była rośliną.

- Nawet nie zaczęłam go robić… - powiedziała – Ja tylko zbieram informacje. – dodała i nałożyła na siebie mundurek szkolny, po czym na to narzuciła pelerynę.
Taką zajumaną Batmanowi. (*>*)
Ej! Tylko my i Damian mamy prawo biegać w pelerynce Batmana! Oddawaj!!!
*wyrywa pelerynę*
 

- Ale chcesz go zrobić, prawda? – spytała Ginny
- Tak… Bo dzięki niemu może przeżyć wiele osób. – powiedziała przeciągając jedynie błyszczykiem po ustach.
Stawiam, że to nie błyszczyk, tylko trucizna.
My już znamy te sztuczki...
Racja! Może to próbka tego tajemniczego eliksiru? Skoro używa go boChaterka,(zakładając, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i Mery umrze...) to faktycznie może on uratować wiele istnień...

- Śmierciożerców między innymi… - wtrąciła ruda
- Oj przestań… - powiedziała Hermiona, pakując się na lekcje do obiadu – Myślisz, że mam zamiar paplać o tym na prawo i lewo?
Tak.
Ale o tym z dupy wziętym eliksirze, czy o lekcjach, które wszamiesz na obiad?

– spytała lekko poirytowana, bo nigdzie nie mogła znaleźć książki do zielarstwa. (Tej szczególnie smacznej...)
- Nie, ale to i tak wkurzające, że mam to utrzymywać w tajemnicy nawet przed Harrym i Ronem…
- Obiecałaś… - powiedziała, z tryumfalną miną wkładając podręcznik od zielarstwa do torby *mlask mlask*
Olu, tyle razy ci mówiłam: nie jemy boChaterów w czasie trwania opowiadania! Zostaw rękę Dracona w spokoju.
- Wiem… Dlatego nikomu nie powiem… Chodź na śniadanie…
- Dzięki Gin… - Hermiona uśmiechnęła się i zarzuciła torbę na ramię. Jej sekret był bezpieczny.
Albo tej torby... Zależy jak patrzysz...
 Bo schowała go do tej torby.
Sekret i Ginny oczywiście.

Zeszły na śniadanie *odhacza zejście na śniadanie na liście blogaskowych standardów.*, gdzie spotkały Harrego i Rona. Hermiona była tak głodna, że nałożyła sobie cały talerz jedzenia i bez zająknięcia go zjadła.
Paczcie jaka twarda! Zjadła cały talerz i nawet nie zakwiliła z powodu poranionego języka!

- No co? - spytała, gdy zauważyła ich zdumione spojrzenia – Od wczorajszego śniadania nic nie jadłam…
- No tak… - powiedzieli na trzy cztery
Harry miał cztery, Ginny trzy, a dla biednego Rona, co był głupi i miał wszy nawet jedynki zabrakło! 
*wizualizuje sobie tą scenę:*
H: No dobra, to teraz razem, tak jak ćwiczyliśmy! Trzy...Czte... RY!
H/R/G: Nooo taaaak...
H: *patrzy z pogardą* Ginny! Znów spóźniłaś się o jedną nanosekundę! A tyle razy już to ćwiczyliśmy!

- Sorry za to zniknięcie, ale zaczytałam się… - powiedziała i wstała od stołu. – Harry, Ron, chodźcie już… Zaraz mamy zielarstwo…
Ruszać dupy plebsie! Mary Sue już zjadła, nic tu więcej nie macie do zrobienia!!!
-Eh.... no dobra...- powiedzieli Harry i Ron patrząc smutno na talerze pełne nietkniętego jedzenia- skoro Mery Sue tak karze...

Lekcje minęły w dość spokojnej atmosferze, choć na zielarstwie było dość błotniście, bo śnieg już prawie stopniał, powodując uwodnienie Hogwardzkich błoni.
Dobrze, że nie odwodnił. Swoją drogą, to to brzmi trochę tak, jakby mieli tam potop...
Przepraszam, ale muszę:

Po obiedzie czekały ich jeszcze podwójne eliksiry o obrona
O Dumbledore w piwnicy!
O Kot w butach!
O, "o" mi się zawieruszyło!
przed czarną magią. Jeszcze przed dzwonkiem cała klasa była ustawiona pod salą. Równo z dzwonkiem weszli do pomieszczenia i usiedli na swoich zwykłych miejscach.
Szli grzecznie za rączki, a kiedy weszli do klasy zgodnym chórem zaintonowali:
 "DZIEEEEŃ-DOOOOO-BRYYYYYY!!!" 
Na co Zuza i Olga zachrapały zgodnie w swojej ławce zmęczone całonocnym wskrzeszaniem Pani Prince.

Snape wstał
- Ponieważ pierwszą fazę macie już za sobą, resztę eliksiru uwarzycie według tych – tu machnął ręką, a na tablicy pojawił się przepis na dalszą część mikstury – instrukcji. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem,
To wszyscy zginiecie w epickim masowym wybuchu. Jak nie, to po prostu udusimy się od oparów z tego nie sprawdzonego eliksiru. Tak czy inaczej efekt będzie ten sam...
excited happy harry potter holiday autumn

to dziś pod koniec lekcji powinniście skończyć wasze eliksiry. – w klasie rozległ się pomruk zdziwienia. Hermiona spojrzała na tablicę i zobaczyła tam własny przepis. Uśmiechnęła się tryumfalnie – Panno Granger, na dzisiejszej lekcji ma pani wolne… - rozległy się szepty niedowierzania, na co brązowowłosa wyjęła z torby część notatek, które zrobiła w bibliotece i zaczęła je czytać. Zaznaczała ważniejsze fragmenty, a część usunęła różdżką. W pewnej chwili drgnęła, bo poczuła zapach mugolskich męskich perfum.
Ciekawe czym różnią się perfumy mugolskie od tych czarodziejskich...? Te drugie pachną zdechłą rybą i wyciągiem z gruczołów śluzowych ropuchy?

 Zacisnęła zęby i starała się przykryć notatki ręką, jednak jej to nie wyszło
- Ciekawe spostrzeżenia, Granger… - mruknął tak, że tylko ona mogła go usłyszeć i odszedł od jej stanowiska. Zaklęła w myślach, po czym pospiesznie schowała swoje notatki. Od dalszego przebywania w towarzystwie Snapea uratował ją dzwonek, a przynajmniej tak myślała.
Tak na prawdę, przebiegły dzwonek, wpadł do sali i związał ich taśmą klejącą! Mwachachacha...!!!

- Granger, zostaniesz po lekcji… - powiedział tonem pozbawionym jakichkolwiek miłych uczuć.
 Ten dzwonek powiedział?! On knuje z Dumbledorem... Ja to wiem! 
Uwzięli się na to becikowe...

Ponownie zaklęła w myślach, ale posłusznie została. Cała klasa wyjątkowo szybko się ulotniła.
Mówiłam! To przez te opary...
*wraca spać do swojej gigantycznej kuli dla chomika*
Nikt mnie nigdy nie słucha...
Ja cię słucham! *stłumiony głos dochodzi spod wielkiego akwarium na głowie Kota, które zarąbała kiedyś Spongebobowi* – Co to do jasnej cholery miało być!? – krzyknął tak, że aż podskoczyła
- Zapiski z biblioteki… – powiedziała i twardo spojrzała mu w oczy - …panie profesorze. – dodała, nie odwracając wzroku od jego oczu
Mrrr... Prawie jak te długie, zmysłowe spojrzenia Roberta i Seba... (Których w cale nie fotografuję...Fcale!)
 Siostrzyczko ty moja kochana. Powiedz mi proszę: Czy ja o czymś nie wiem? *podejrzliwy*
Daj spokój z tych waszych spojrzeń można by nakręcić kolejne siedem części "Zmierzchu"...
I obkleić zdjęciami całą piwnicę wielkości sześciu boisk do piłki nożnej!

- Na cholerę ci teksty o skutkach Cruciatusa!? – tym razem była przygotowana na wybuch, więc nawet nie drgnęła.
Powiedzcie mi proszę, że ona nie czytała zapisków, które próbowała utrzymać w sekrecie, w samym środku lekcji eliksirów... Mistrzem  strategii to ona nie zostanie...
Wie pan panie psorze... Przez ten cały badziew lecący z radia człowiek tęskni czasami za poezją śpiewaną.
*zgodnie nucą*
Ooo Maaa-aj- ka! Nie jeeeestem cie-eeebie... Wa-a-a-a-aart... Na na na na na...

I tą bombą zakończyły pierwszą część tej analizy...
Musicie nam wybaczyć lenistwo zobowiązuje. Więcej na razie nie dam rady.