środa, 21 października 2015

(Zmierzch) Analizatornia pod nadgryzionym księżycem #4

Zanalizowali: Kapelusznik i Kot. wspierane przez Roberta i Sebastiana. (I niestety: Leo)

Dziecko, co samolotem było, czyli brud, smród i malaria na przedmieściach Forks.

[Z]: Witajcie drodzy czytelnicy!
[O]: O kim mówisz?
[Z]: Eee... Nie przerywaj!
[O]: Dobra, dobra...
[R]: A więc kontynuując...
[S]: Zapraszamy na blogasek...
[O]: ...w którym znajdziecie...
[Z]: ...mnóstwo wszystkiego...
[R]: Jednak bez żadnego sensu.
[Z]: Czy mi się wydaje...
[O]: ...że powinniśmy...
[S]: ...przestać kończyć za siebie zdania?
[R]: Zdecydowanie.
[O]: No dobra... To na czym skończyliśmy?
[S]: Wydaje mi się, że na zawartości analizy...
[Z]: A! No tak. A więc tym razem aŁtoreczka przeszła samą siebie!
[O]: No dość jej było mordu i tyranii w blogaskach o naszej parze sparklących się wampirów!
[R]: Bezlitośnie przypuściła szturm na zdewastowany fandom potterowski, a żeby tego było mało: zdobyła go!
[S]: I tym sposobem zrodził się paradoks: Czy Samoht jest tak na prawdę synem naszego Edzia pedzia, czy kolejną córą...ekhm... Przepraszam. Synem Voldemorta?
[Z/O/S/R]: A więc strzeżcie się osoby o zdrowych zmysłach! Indżojcie!

Morderstwo zostało popełnione w sobotę, 1 marca 2014roku pod tym adresem:
(http://mystery-of-bella-and-anyone.blogspot.com/)


Ten blog będzie opowiadał inną historię Belli i Edwarda... Bella będzie półwampirzycą, która była kiedyś z Edwardem...
 

To się nazywa zdradzać fabułę...
Jednak ten z nieznanych jej przyczyn zostawił ją i wraz z Cullenami wyjechał z Forks...
"Nieznanych przyczyn" powiadasz...
Może po prostu się tobą znudził kotku. Nie zaspokajałaś go w łóżku, albo nie potrafisz gotować...
Krew B+ podgrzewamy delikatnie, wlewając 500ml BRH-, cały czas nieszamy...
Jakiś czas potem Bella dowiaduje się, że będzie miała z Edwardem dziecko... 
Hmmm... A więc będzie szukanie dziecka w kapuście! Już się nie mogę doczekać!
*idzie po łopatę i latarkę* 
Kupią je na allegro.
Jej przyszywani rodzice i przyjaciele będą jej we wszystkim pomagać. 
 Jeżu... Czym oni tych ludzi przyszywają?
 Siedem miesięcy po wyjeździe Cullenów z Forks na świat przychodzi syn Belli i Edwarda, który otrzymuje od matki imię Thomas, ale wszyscy będą go nazywać Tommy...
Nie. Nie wszyscy. Według wujka Google THOMAS od tyłu to SAMOHT i tak właśnie będę go wołać.
Akcja rozpocznie się w momencie powrotu Cullenów do Forks, jednak nie wrócą wszyscy... Edward wróci później...
Aa...haha...hahahahahahahaha... HA!
Znaczy, że wróci tylko Edward, ale później... ?
Jak zareagują Cullenowie na to, że Bella ma dziecko?
Oj czarno to widzę...
*ślini się* Ja chyba wiem jak...
Eee... Obiad?
Z czasem dodam opisy bohaterów, z których dowiecie się wszystkiego o naszych bohaterach
Zaraz jak to "naszych"? Ja nic nie kupowałam!
 Jakie kolor pantalonów preferuje nasz kochany Edzio-pedzio, które szpilki lepiej leżą na Emmecie i co Carlise trzyma w swojej piwnicy :)
 :) Na razie nie wiem kiedy rozpocznę ten blog... Na razie muszę do końca obmyślić fabułę...
*kiwa głową z powagą* Tak słońce. Tylko dobrze się zastanów, zanim napiszesz jakieś merysuowskie bzdury...
Mogła byś przestać uzupełniać słownik tymi dziwnymi zlepkami liter?
Chodzi ci o słowa?
Ja bym tak tego nie nazwał...
 

 Prolog


Wszyscy myśleli, że to miłość na wieki... 
Z własnego doświadczenia powiem , że miłość na wieki znaczy po prostu wieczny proces rozwodowy...
Prawda Sebastianie? *patrzy sugestywnie*
Phi... Ale ty narzekasz! Ja w ogóle nie wiem o co ci chodzi...
Ja na te "wieki" radził bym raczej jakieś tabletki dla seniorów, dobrą łopatę i przytulną działeczkę na cmentarzu. Nie wiem, kto cię leczy, ale miłość z reguły nie pomaga.
Ale szybko się skończyła..
Kup większe opakowanie.
On ją zostawił z całą rodziną...
Och bidulka... Została taka samotna, z całą rodziną na głowie...
Zaraz... W sensie że on i jego rodzina ją zostawili, czy on zostawił ją i swoją rodzinę?
Szukasz jakiś nędznych resztek kanonu?
Nadzieja umiera zawsze ostatnia. 
Ale dlaczego?
Bo ma cię dość. 
Bo cię nie kocha.
Bo kiepsko gotujesz.
Bo bardziej pociąga go twój ojciec. Co zrobić. Taki fetysz... 
Bo dziwnie pachniesz.
Bo masz przyjaciela wilkołaka.
Bo na "wieki" wciskasz mu miłość.
Bo przychodzisz najedzona na obiad do domu wampirów.
Bo cały film twoja mina upodabniała cię do zombiee.
Bo próbowałaś wyssać mu mózg przez usta.
Bo pokonałaś Emmeta na rękę.
Bo dopadła cie wszechmocna siła aŁtoreczki.
Bo Edward jest gejem.  
Bo... No dobra znudziło mi się... 
Dalej niech wymyślają czytelnicy...
(miejsce na kolejne "Bo")
-
-
-
-
-
-
Powiedział jej, że już jej nie kocha.
Ale czy to prawda?
Nie, ale ona tego nie wie,,,
To znaczy, że Bella nie wie, że on jej tego nie powiedział? *zdezorientowana*
Ona po jakimś czasie dowiaduje się, że jest z nim w ciąży...
Pomagała jej rodzina, pomagali przyjaciele
W czym? W byciu w ciąży?!
 
Cała rodzina szukała malca w kapuście, a przyjaciele dzień i noc wypatrywali z lornetkami lecącego bociana.
Ale brakowało jeszcze kogoś... JEGO
JEGO... Czyli kogo? Tego, którego imienia nie wolno wymawiać?
Po co im tam Voldemort? 
Na pewno chcesz wiedzieć?
Urodziła synka, który jej o wszystkim przypomina.
O płaceniu podatków, o tym że jest głupia i o tym że znajduje się w blogasku.
O nim, co ich kiedyś łączyło...
A ona go nadal kocha...
Kocha Voldemorta? *patrzy przerażony*
Zaraz, chwilunia! No to w końcu coś ich KIEDYŚ łączyło  czy jeszcze ich łączy? (Np; dzieciak)
A on tymczasem załatwiła sprawy z przeszłości,
a potem podróżuje po całym świecie...
 Yhm...Yhm... Voldemort, po zabiciu Harrego podróżuje po świecie. Ta aŁtoreczka pobiła wszelkie rekordy, w jednym prologu dewastując kanon dwóch różnych, na pierwszy rzut oka zupełnie nie możliwych do połączenia historii... Amen.
W nieświadomości, że ma dziecko...
Małego synka...
A on ją nadal kocha...
Po półtora roku wszyscy wracają...
Najpierw jego rodzina,
Później on... 
 
ZA DUŻO WIELOKROPKÓW!!! ZA DUŻO!!!
ILE MOŻNA TO BOLI!!! 
Czy dowiedzą się prawdy?
Prawdy o czym? O tym, że bella zdradziła Edzia z Voldkiem? Pewnie. Wystarczy spojrzeć na to beznose dziecko...
Jak zareagują?
Jak zakończy się ta historia?
Szybko, mam nadzię.
Obiadem? Beznosym obiadem?


Hej!
Oddaje w wasze ręce prolog :)
*uśmiecha się szatańsko* Dzięki!
Myślę, że się wam spodoba *wybucha pobłażliwym śmiechem*:D Nie wiem, kiedy pojawi się rozdział pierwszy... Mam dwa blogi, a w mój pierwszy angażuję się bardziej.
Zauważyliśmy...
Ale może pod koniec miesiąca będzie rozdział 1.
Do napisania :**
UWAGA UNIK!!!

Rozdział 1

Samotność byłaby idealnym stanem, gdyby można było wybrać sobie ludzi, których się uniknie.
~ Karl Kraus 
Święte słowa...
HA! A gdyby internet mógł uniknąć wypocin aŁtoreczek... *marzy* 
Avril Lavigne- Forgotten

        Minęło już półtora roku... Półtora roku od ostatniego naszego spotkania. On nie zdaje sobie nawet sprawy, jak wiele się zmieniło w moim życiu... Ból, tęsknota... Nie tylko za nim, bo i za resztą Cullenów... 
 Czyli jednak wszyscy się wynieśli! Mądrze, popieram.
Oni się nawet ze mną nie pożegnali, bo, po co?... A uważałam ich za rodzinę- Alice była dla mnie jak siostra i przyjaciółka w jednym.
Taki dwupak z kokardunią.
 Zawsze mnie wspierała, a gdy wyjeżdżała, nawet się nie pożegnała. Nie przyszłą i nie powiedziała zwykłego „do widzenia” czy „żegnaj”. Nic z tych rzeczy, bo dlaczego mają się ze mną żegnać? Z nikim, kimś, kto nie znaczył dla nich nic?
Skoro znasz odpowiedź, to nie zawracaj głowy Marysiu! *bulwers*
 Może po prostu przez te dwa lata naszej znajomości udawali, że mnie lubią, kochają, traktują jak własną córkę, członka rodziny? Sama nie wiem... 
Tak, tak bardzo nam przykro złotko.
*kiwa głową*
Ej, siostra obudź sie!
Chryy...
Ale co sie stało?
*ziew*   




                Po jego odejściu poczułam się jak stara, niepotrzebna nikomu szmaciana lalka, którą rzuca się w kąt, gdy się znudzi... Wielokrotnie zapewniał mnie o swojej miłości, mówił, że mnie kocha i nigdy nie zostawi, że zawsze będziemy razem. Mówił, a jednak zostawił.
Fascynujące...
Przez wzgląd na zdrowie, cenny czas czytelników i moje lenistwo usunęłam kolejny akapit w którym rybio-morda rozwodzi się nad swoim nieszczęściem.
Bądź pochwalona Kapeluszniku.
Amen.
Nie udawało im się przywrócić do lepszego stanu aż do pewnego czasu... Miesiąc po ich wyjeździe okazało się, że jestem w ciąży z nim. Wszyscy byli w szoku, a ja już w szczególności. Próbowałam z Edwardem tylko kilka razy i nie wiedzieliśmy, że mogą być tego takie konsekwencje. 
Aha... Ja to widzę tak:

 Wtedy zrozumiałam, że mam, dla kogo żyć- dla tej małej kruszynki, która ma przyjść na świat. Wszyscy bardzo mi pomagali w dotrzymaniu ciąży, ale nie było wcale łatwo. Tata szukał wszędzie informacji na temat dziecka wampira i mieszańca takiego, jak ja.  
Wiem że kanon został tu już niejednokrotnie zgwałcony, ale nazwanie Charliego "tatą" jakoś szczególnie mnie wkurza...
Patrząc optymistycznie, to mógł w cale nie być Charlie... *sprawdza w zakładce "bohaterowie"* Tak. To nie Charlie. Dopiero stary znajomy taty z Seattle, Kendall nam pomógł. Na szczęście wiedział o takim przypadku i nam pomógł. 
... to się nazywa pójść po linii najmniejszego oporu...
Tak po prosto znaleźli znajomego który przez przypadek posiadał rozległą wiedzę na temat mych wampirów-mieszańców.
*facepalm*
Ech... Już nawet przestało mnie to dziwić...
Dzięki jego pomocy kilka miesięcy później, 20 grudnia na świat przyszedł na świat mój mały synek, który otrzymał imię Thomas. Ale wszyscy mówili na niego Tommy.       
ZNAWCA WAMPIRÓW I POŁOŻNA W JEDNYM?!
No tego jeszcze nie grali...
Dzieci przywitajcie nowego kolegę!
-Cześć Samoht!

Zawsze jestem przy nim ja lub ktoś z rodziny. Ale najczęściej ja. Nie pyta o niego.

                Wraz z jego narodzinami moje rany po odejściu Edwarda. 
Twoje rany co? Zatańczyły kaknkana? Wbiły nowy level zbieractwa? Odgadły ze znajdują się w  blogasku i postanowiły odśpiewać arie Carmen?
Pocięły się piłą mechaniczną. Swoją drogą, nie było sensu niszczyć piły, która na twardej jak kamień skórze wampira stępiła się. Później kroili nią już tylko świeże drożdżówki... Mały jest moim oczkiem w głowie, a kocham go nad życie. Przypominał mi go, ponieważ miał zielone oczy, takie same jak on, kiedy był człowiekiem. 
Skad ona...?
Na pewno chcesz wiedzieć...?
A skąd wiem, że mój były miał taki kolor oczu?  
No właśnie! Bo opowiadał mi o tym kiedyś. Nie chciałam być wyrodną matką i opowiadałam mojemu synkowi o ojcu. Jednak dla niego nigdy go nie było, bo go nie zna. 
 ... 
Co kuźwa?! Niech mi ktoś to przetłumaczy!
Bycie wyrodną matką= Nie mówienie dziecku o ojcu, który ich porzucił...
                Wszyscy chcieli mnie namówić, abym spróbowała się skontaktować z Edwardem i powiedziała mu o dziecku. Jednak ja nie mam na to odwagi... 
Jeszcze nie daj boże był by głodny...
Albo... Uwaga!... Wuj by go to obeszło!
Na spotkanie z nim i rozdrapywanie starych ran, które ledwo się zagoiły i nawet nie do końca. W moim sercu jest rana, która nigdy się już nie zagoi. 
Eh... Dramatyzujesz.
Litr ośmiorniczki i będzie cacy.
*recytuje* "Ośmiorniczka wszystko skleji, żadna siła nie rozkleji"... Ach te ambitne chwyty marketingowe...  
Ale mam mojego synka, a jego towarzystwo pozwala mi na jakiś czas zapomnieć o bólu spowodowanym jego odejściem. Jednak, gdy Tommy spał, wszystko wracało. 
Jak notariusz. Nigdy się cholery nie pozbędziesz...

Ale już nie bolało jak kiedyś, czas zaczął leczyć rany. W końcu minęło już półtora roku od naszego ostatniego spotkania.

ale on nie mógł zasnąć. Teraz jest szósta rano, a zazwyczaj o tej porze jeszcze spał. 

                Właśnie kołysałam na rękach małego. Nie spał od jakieś godziny i próbowałam go jeszcze uśpić, 
Opium pomaga.
Serio? Ja po tym mam raczej tak:
http://nyanyan.it/upload/2012/04/41098_u3n9orst0jwl8hzxy4ai1qpfbe7c52kmvdg6.gif
Jakie normalne dziecko śpi o tej godzinie?! *patrzy z wściekłością na młodszego brata*
Artur wstaje o czwartej i od rana nic tylko :"Ola chodźmy polować na Jockera." "Ola jak znaleźć batcave" " Ola ulepimy dziś bałwana?!" "Ola poczytasz mi Kubusia" " Ola poszukajmy pockemonów!"
ZWARIOWAĆ MOŻNA!!!
*lekko zażenowana* Tak, bo ja oczywiście w cale nie robię tego samego, siedząc w środku nocy na jej parapecie. *szepcze do siebie* Swoją drogą, to jest biedna... Całą noc musi użerać się ze mną, a potem od rana ma brata, ale cóż. Takie są uroki nocnego życia! *mruga porozumiewawczo do Kapelusznika*  
Kołysząc go, patrzyłam na niego. Mój synek miał prawie dziewięć miesięcy. Rozwijał się w takim samym tempie, jak człowiek, ale wyglądał już jak roczne dziecko i uczył się o wiele szybciej. Zaczynał już mówić pierwsze zdania i stawiał powoli pierwsze kroczki.
 Tak, tak... Rozwijał się tak samo, tylko w wuja szybko. Ogólnie był jakiś takiś zajebistrzy...
 Jednak był bardzo drobnym dzieckiem. Miał brązowe włoski i zielone oczka. Mama uważała, że wygląda jak aniołek, a Zack zawsze powtarzał, że ma uśmiech Edwarda. 
Tak. Kop leżącego. Dla przypomnienia słońce, wydaje mi się, że Bella wolała by tego nie wiedzieć. *mimo ogólnej niechęci, zaczyna współczuć Isabelli takiej nieczułej rodzinki*
Ps: Zack jest jakimś dziwnym z dupy wziętym bohaterem którego wymyśliła ałtorka.

Tu był fragmęt w którym Bella rozwodzi się nad swoja samotnością i wspomina jak Edward grał jej na fortepianie.
Nuudaa... Możemy już skończyć? *słodkie oczka*
                Nagle do pokoju weszła mama. W ręku miała metalową butelkę dla małego, w której miała krew. Tommy musi ją pić, a nie je w ogóle ludzkiego pożywienia. 
Te przeskoki czasowe mnie dobijają... 

Zadecydowałam, że będzie pił krew zwierząt, choć w czasie ciąży nie raz musiałam pić ludzką krew, którą tata przywoził od swojego przyjaciela. Bez tego mały nie rozwijałby się prawidłowo i by umarł przy porodzie.
Charlie ma dziwnych znajomych...
*wyobraża dobie tego "znajomego" chodzącego po mieście i pytającego ludzi:
"-Hej! Nie jestem zboczeńcem, ale mam do ciebie wielką prośbę. Mogę ci upuścić pół litra krwi??? *słodkie oczka*"*
- Dzień dobry, kochanie. Przyniosłam krew dla małego- powiedziała mama, podchodząc do nas.
- Dziękuję- odpowiedziałam, biorąc od niej butelkę.
                Od razu włożyłam małemu butelkę do buzi. Tommy od razu zaczął pić. 
A ja OD RAZU zastanowiłem się jak można napisać takie zdanie i nie ogarnąć, że coś jest nie tak...
Yhm... Pić. Aceton.
    jedną rączkę na butelce i cały czas patrzył na mnie. Mama stała obok mnie i patrzyła na nas z szerokim uśmiechem.
- Ale on szybko rośnie. Ale ty rosłaś szybciej. Zanim się obejrzeliśmy, a ty już byłaś dorosła- powiedziała, patrząc na małego.
-Kiedyś nawet, wchodząc do twojego pokoju widziałam jak zrzucasz skórę i z pięciolatki zmieniasz się w reptilianina! Ale to były czasy...
 
- Wiem, mamo. Ale mam nadzieję, że on będzie rósł chociaż trochę wolniej ode mnie i będzie mógł się cieszyć dzieciństwem. Tak, jak większość dzieci.
 Momęcik... To Bella od urodzenia była reptilianinem   pół-wampirem?
Na to wygląda. Poza tym kto powiedział że dzieciństwo kończy się po osiągnięciu jakiegoś tam wieku? 



 Żeby to było tylko 40... Marzenia...
No i że nie objawi się żaden dar, zanim dorośnie. Chcę, aby żył- powiedziałam cicho.
Patrząc na to logicznie, to on już jest w 3/4 martwy... *po chwili zastanowienia* A, no tak. Jesteśmy w blogasku...

- Będzie żył, zobaczysz. A co do tego dzieciństwa... Jesteś pewna, że on może mieć szczęśliwe dzieciństwo bez ojca?- zapytała. Znowu schodzi na temat Edwarda...
- Nie wiem, mamuś... 
 Kanoniczna Bello gdzie jesteś?
"MAMAUŚ"?!?! *żyga dalej niż widzi* To jakiś nowy rodzaj nocnika? Tylko co nocnik ma do tego, czy syn belli będzie miał szczęśliwe dzieciństwo?
Są dzieci, które wychowują się bez obojga rodziców (na przykład z dziadkami) i są szczęśliwe! 

Gdyby Edward chciał ze mną być, to by nie wyjeżdżał. I nam wszystkim byłoby łatwiej?
 Widzę aŁtoreczko, że nawet ty sama nie jesteś tego pewna.
 A może on nie zaakceptuje małego? Albo uzna, że to nie jego syn?
 Dziwisz mu się? Mogłaś się zastanowić, zanim zaczęłaś wieloletni romans z Czarnym Panem. A teraz masz... Beznosego bękarta.
 Że... Że go zdradziłam i Tommy jest synem innego...
 A jednak! Miałaś racje kocie! Takie poczucie winy i wątpliwości z niczego się nie biorą...
HyHy... *dumna*  Nie chcę, by był ze mną tylko ze względu na dziecko, ale tez na mnie. Bo gdyby zaakceptował małego, to by chciał stworzyć mu rodzinę co wiązałoby się z naszym ślubem. A ja nie chcę tkwić w związku z mężczyzną, który mnie nie kocha i jest ze mną tylko z przymusu.
 Ale słońce, kto ci karze od razu przyjmować jego oświadczyny? Możesz pozwolić mu widywać się z dzieckiem w soboty i niedziele. Nie musisz od razu się z nim żenić!
No chyba, że tego chcesz... W takim razie już nic nie rozumiem.
 Ja tak nie chcę spędzić reszty wieczności- powiedziałam, patrząc na nią.
 To go sklonuj wypierz mózg i zabij. Proste.

- Wiem, kochanie. Ale kto powiedział, że od razu będziesz musiała wychodzić za mąż.  Przecież nikt cię nie będzie do niczego zmuszał- odpowiedziała.
*klaszcze* Znalazłam mądrą osobę! W blogasku! Poproszę nobla!
- Przecież wiem... Ja po prostu nie jestem gotowa na spotkanie z nim- oznajmiłam.
- Tylko proszę cię o jedno, o to, co zawsze... Spróbuj się z nim skontaktować, jak tylko będziesz na to gotowa. Dla dobra Tommy`ego. Powinien poznać ojca i jego rodzina.
 Jak się poznaje jego rodzina?
Ja bym najpierw chciała wiedzieć kim jest ten cały Jegorodzin...  Jeśli spotka ich po latach, to będzie dla niego ogromny szok.
 Ale on ich w ogóle nie zna! Co to ma być za "spotkanie po latach"?
 I czemu miał by to być szok? W końcu Bella mu o nich mówiła...
 Nawet bardzo. Wtedy nawet może cię znienawidzić za to, że mu nie powiedziałaś- powiedziała. Zawsze mówiła tak samo, że mały mnie może znienawidzić, jak pozna ojcach po latach.
 Aaa!!! Czyli tu o tego całego Timmi'ego chodziło! 
O Samohta!
Chwilunia... Młody ma JĄ znienawidzić za to że nie poznała go z ojcem który ich zostawił?
Fuck logic.
Ale...Ale... Przecież parę zdań wcześniej aŁtoreczka wyraźnie napisała, że Bella nie chciała być wyrodną matką i opowiadała synkowi o ojcu... *zdezoriętowana*  Że nie było go z nim, jak dorastał, stawiał pierwsze kroki itp. 
A to nie przypadkiem wina tego ojca? I co do tego ma Edward?
- Ja zdaję sobie z tego sprawę- mruknęłam, przenosząc wzrok z mamy na mojego synka. On cały czas patrzył na mnie i w tym momencie właśnie wyciągał sobie butelkę z buźki.
 WEPCHNĘŁAŚ DZIECKU BUTELKĘ DO GARDŁA!!!??? 
*dzwoni po policję* 
- Chyba już nie zaśniesz, co?- zapytałam, a Tommy tylko pokręcił przecząco główką.
Yhmm... Skoro on wszystko tak doskonale rozumie...
...a one rozmawiają o Cullenach przy nim...
...to fucken o co ty chodzi???
- Córciu, idź się przebrać. A ja zajmę się małym- zaproponowała mama.
- Dobrze- odpowiedziałam, podając mamie Tommy`ego.
- No chodź tu do mnie, malutki. Idziemy się przebrać i damy mamusi chwile wytchnienia- powiedziała mama do małego, biorąc go ode mnie. Zaraz położyła go na moim łóżku i zaczęła przebierać w przyszykowane dla niego przeze mnie ubranka.
                A ja tymczasem poszłam do garderoby.  Tam wybrałam sobie ubrania na dzisiaj, które zabrałam ze sobą do łazienki. Kiedy już się przebrałam, rozczesałam włosy, które zostawiłam rozpuszczone zrobiłam letki makijaż (tak, wiemy...) i zeszłam do moich bliskich.
 Wszyscy byli w salonie. No prawie wszyscy... Tata pewnie był w studiu, a mama... nie wiem. Czasami pomaga tacie w pracy, ale to prawie rzadko kiedy. Ale przecież niedawno zabierała ode mnie Tommy`ego...
 No to kto tam w końcu był?
No oprucz mnie ale ja jestem wszędzie... :) 
Na mnie nie patrz... Ja siedziałam na parapecie...
-Cześć. Wiecie może, gdzie jest mama?- zapytałam.
- Hej, Bella. Wiesz... Michele przed chwilą zostawiła nam małego i powiedziała, że jedzie do Port Angeles na drobne zakupy. Podobno zobaczyła ostatnio w katalogu meblowym kilka ciekawych rzeczy do salonu i chciała je zobaczyć na żywo. Może kupi coś nowego do salonu. Tak nam powiedziała- odpowiedziała Kate.
 Dla świętego spokoju damy wam link do zakładki o bohaterach w blogasku bo nie chce nam się tłumaczyć kto jest kim... [LINK]
- Aha...- odpowiedziałam.
- No tak. Przy okazji oznajmiła, że w drodze powrotnej zrobi krótkie zakupy w sklepie spożywczym w Forks. Wiesz, trzeba stwarzać pozory...- zaśmiał się Zack, trzymając Tommy`ego na rękach i udając jednocześnie samolot.
 Ale Timmy udawał samolot czy Zack? Bo jako ojciec powiem wam że trudno trzymać dziecko i jednocześnie udawać samolot... Chyba że taki z jednym skrzydłem.
Nie zaczyna się zdań od "Bo"!
...
Poskładali Samohta w papierowy samolocik! O tak:
 
- Przecież wiem. A mówiłam jej wczoraj, że pojadę dzisiaj na nie z Tommy`m- mruknęłam.
- Tak, tak... Wiesz, gdy ostatnio byłem z Kate w Forks, mijałem Jessicę z tą jej psiapsiółką... Jak to ona miała na imię...-  powiedział.
- Lauren- oznajmiła Kat.
 Z opisu postaci na blogu aŁtoreczki wynika że Bella jest, cytując: "84 - letnią hybrydą, której życie rozsypuje się jak domek z kart po śmierci ukochanej osoby" i tak dalej bla, bla, bla.. Czyli z tego wynika (trzymają się kanonu) że Jessica i Lauren mają około: 101-104 lat???!!!
- Tak, Lauren. Rozmawiały o tobie i Edwardzie... A konkretnie o małym. Już minęło półtora roku od jego wyjazdu, a one cały czas o tym plotkują i rozpowiadają coraz to nowsze plotki. Wcześniej w sklepie Newtonów usłyszałem, że ponoć mały nie jest synem Edwarda...- odpowiedział trochę zły.
 Skoro już patrzymy pod tym kontem, to ja się dziwię, że przez tyle lat nikt się nie skapnął, że Bella się nie starzeje. W tym Forks mieszkają sami imbecyle?
- Tak, ledwo go powstrzymałam, bo chciał z nią porozmawiać. A znając jego charakterek, to nie byłaby za ciekawa rozmowa. Miałaby następne tematy do rozmowy... 
Skoro nie była by to ciekawa rozmowa, to skąd następne do niej tematy?
Na przykład, że jest damskim bokserem, bije kobiety i Bóg wie jak traktuje mnie czy inne- odpowiedziała z sarkazmem Kate.
 Biorąc pod uwagę wiek Jessy można jej chyba wybaczyć potrzebę plotkowania z koleżanką, prawda?
Wybaczamy. W końcu to chyba jedyna kanoniczna postać...
- Nie martw się, nic bym je nie zrobił. Tylko powiedział kilka słów- zaprzeczył jej partner.
Bo jak wszystkim wiadomo, Zack choruje na dziwną przypadłość, która objawia się nagłym pragnieniem wstawiania z dupy wziętego "JE" w środku zdania. Biedak zapomniał dzisiaj wziąć leków...
- Już ja to widzę... Nie będziemy tego rozstrzygać przy małym, ale wieczorem sobie z tobą inaczej pogadam- powiedziała dziewczyna, mijając mnie i wychodząc z pokoju.
Wieczorem inaczej pogadamy...? Nie przy małym...? Mrrr... Robercie my też wieczorem musimy "porozmawiać"... *uśmiecha się słodko*
- Kotku, poczekaj! Nie gniewaj się na mnie, kochanie! - krzyknął Robert Zack, postawił małego na ziemi i pobiegł za dziewczyną, która szła na górę.
*razem* 
Ktoś tu ma przesrane...
 Muachacha...
- Mamusiu, a gdie posli wujek i ciocia?- zapytał zdezorientowany Tommy, podchodząc do mnie.
- Poszli porozmawiać. A może pobawimy się klockami, co?- zapytałam, biorąc go za rączkę.
- Taaak! Ułozymy dusą wiesę z klocków!- powiedział uradowany. 
Czy tylko mnie dziwi, że mały wymawia "C", ale z "Ż" już ma problemy?
Leo? Co ty ty do jasnej anielki robisz?!?!  A co ważniejsze: Od kiedy jesteś taki mądry *mdleje z nadmiaru kretynizmu, powtarzając przez sen jak mantrę: "Leo...Mądry? Cóż za dziwny sen... Tak. Dziwny sen..."*
Niedowiarek jeden pfff... *odchodzi obrażony*
                Poszłam z nim do jego pokoju i tam usiedliśmy na dywanie, a Tommy rozsypał stojące w pudełko obok niego klocki, bezskutecznie próbując zagłuszyć dziwne dźwięki dochodzące z pokoju cioci i wujka.  Na początku układaliśmy wieże, ale później mój synek się rozmyślił i zaczęliśmy budować z klocków domek. Jednak i tego nie robiliśmy długo. Mój synek dzisiaj był bardzo niezdecydowany. Rzucił klocek na podłogę i zapytał:
- Mamusiu, a pójdiemy na spacer? Do palku...
O najświętszy Beowulfie i Mefistofelesie dużo tego jeszcze?
 



- Pewnie. Chodź, pójdziemy powiedzieć cioci i wujkowi, że wychodzimy i możemy iść- odpowiedziałam.
Ja bym tam nie wchodził...
                Wzięłam go na ręce i zeszłam na dół, poprzednio sprawdzając, czy nie ma Kate i Zacka u nich w pokoju, ale tam ich nie było. Całe szczęście! Znalazłam ich w  schowku na miotły piwnicy salonie.
- Idę z Tommy`m na spacer do parku. 
 Tommy`m? CO?!?! Co to do &*$/:2!?,.;]**# jest?! To pomiędzy "Y" a "M". Co to do jasnej anielki?!?! Stawiam lizaka temu, kto wyjaśni mi powód istnienia tu tego bytu.
Nie wiem, kiedy wrócę- powiedziałam.
- Czekaj, idziemy z wami- powiedziała Kate, wstając z kanapy, na której siedziała z Zackiem.
- No właśnie. Dobre powietrze bardzo dobrze nam zrobi- dodał z zapałem Zack. Ahh, te jego teksty... Czasem są w ogóle nie na miejscu.
 Nawet narrator jest zażenowany.
- Z czego wiem, to wampirom powietrze jest do życia niepotrzebne-powiedziałam, patrząc na niego. 
Oczywiście pomińmy fakt, że Bella jest w połowie człowiekiem (chyba), a mały jest nim w 1/4. Kto by zwracał uwagę na tak nieistotne szczegóły?!?!
Ale powietrza nie potrzebują, bo...
...wdychaja własną zajebistość!
- Ale tobie i małemu na pewno dobrze to zrobi... Taki spacerek na łonie natury- drzewka, trawka, te sprawy.
Ach te narkusy... 
A nie jednak tylko z Belli jest taka idiotka...
Zwracam honor.
- Wiesz, co Zack? Nic już lepiej nie mów- mruknęłam, idąc z małym na korytarz.
 Właśnie!
Moja wewnętrzna feministka właśnie się uzewnętrzniła... Nawet mnie to boli. 
*przerażona* Od kiedy Robert jest twoją wewnętrzną feministką?!?!
- A ja nie mam zielonego pojęcia, co ja w tobie widziałam, gdy poznaliśmy się te 100 lat temu-oznajmiła Kate.
Skleroza, kotku? 
Nie wierzę, że to powiedziałeś...
                Posadziłam Tommy`ego na krzesełku stojącym w korytarzu i zaczęłam zakładać mu buciki. 
I kaganiec.
Ale oczywiście tylko zaczęła. Miała mały problem z kończeniem czynności już zaczętych...
Tymczasem zjawił się Zack i powiedział:
- No jak to co we mnie widziałaś?? Przecież jestem przystojny, zabawny, towarzyski, inteligentny no i bardzo romantyczny i kochany i oczywiście też bardzo skromny.
- Kochany to może ty jesteś, ale jesteś też głupi, wygadany, bezmyślny, nieostrożny i mega wkurzający. Wymieniłabym jeszcze sporo różnych cech i większość nie byłaby za przyjemna, ale nie będę ich mówiła przy dziecku- odgryzła się dziewczyna.
Och Robercie... Prawie widzę nasze kłótnie! (te z przed ślubu, bo potem każda kończyła się rozwodem...)
 Nasze kłótnie powiadasz...? Jakoś nie widzę żeby ktoś tu się ganiał z siekierami.
- A jaki jesce jest wujek?- zapytał Tommy.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?- zapytała znudzona blogaskiem Kapelusznik.
Na co wujek Zack bardzo spokojnie i z opanowaniem odpowiedział:
-Nie wtrącaj się szczylu, bo w dziób! Dzieci i ryby głosu nie mają!
Te wykrzykniki były oczywiście tak tylko, dla ozdoby...
- Nie musisz wiedzieć, skarbie- zapewniła Kate, uśmiechając się do niego.
- Ale ja cem wiedzieć!- oznajmił zbulwersowany mój synek, kiedy zakładałam mu na główkę czapkę.
- Nie musisz wiedzieć. A teraz ja się ubiorę i możemy iść. A wy na co czekacie?- zapytałam Kate i Zacka, którzy stali i się na nas patrzyli. Ja tymczasem ubierałam kurtkę.
-Mózzzgggg...- odpowiedzieli zgodnym chórem. 
-Mózzzgggg...- Zgodziły sie kot i kapelusznik. 
- Ale my przecież już jesteśmy gotowi- powiedział Zack, narzucając Kate na ramiona jej kurtkę. Sam stał tylko w t-shircie.
 - Mógłbyś chociaż stwarzać pozory- mruknęła wściekła Kate, ubierając dobrze swoją kurtkę.
Najświętrzy Ramenie, co jeśli ja całe życie ubierałam swoją źle?!!
 
- Już je stwarzam, nie denerwuj się kotku- odpowiedział Zack, narzucając na siebie bluzę.- Tak lepiej?
- Już tak. Ale i tak porozmawiamy na ten temat wieczorem. Nie wywiniesz się- ostrzegła go, ukradkiem szykując już małą, niebieską tabletkę.
Nie popisuj się znajomością tematu Leo.
Mówisz tak, bo parę razy dałeś mi się złapać *prycha* 
Czy ja o czymś nie wiem?
Załatwcie to w cztery oczy, proszę. 
- Owszem, może porozmawiamy. A kto powiedział, że nie będziemy robić czegoś innego...- powiedział, ruszając rzęsami.
Kręcił nimi piruety, wykonywał salta, a na koniec odtańczył całe jezioro łabędzie.
Po tym wydarzeniu zmęczone rzęsy zażądały podwyżki. 
- Nie przy dziecku, Zack!- krzyknęła Kat.
*zdezorientowanie* A co złego jest w kręceniu piruetów rzęsami, przy dziecku???
- Wiecie co, ja już idę. Jak zachcecie, to do mnie dołączcie. Nie mam zamiaru słuchać waszej rozmowy. A tym bardziej nie będzie słuchał tego mały-powiedziałam, wsadzając Tommy`ego do spacerówki i wychodząc z domu.
- idziemy z wami. Zack już się nie odzywa- powiedziała Kate, (kneblując go) biorąc swojego chłopaka za ręce i idąc za nami.
                Park znajdował się niedaleko naszego domu. Gdy przeprowadzaliśmy się tutaj, nie chcieliśmy mieszkać w odosobnieniu- wszyscy mamy wystarczająco dobra samokontrolę, żeby się na nikogo nie rzucić. Więc wyszło na to, że mieszkamy w bogatszej dzielnicy Forks,
 niedaleko parku.  Ten park nie był jakiś pokaźnych rozmiarów, ale w sam raz na spacery. Był w nim plac zabaw, na którym mój synek szczególnie upodobał sobie karuzelę z krzesełkami. Czasami chodził na zjeżdżalnię czy huśtawkę. A czasami po prostu spacerowałam z nim parkowymi alejkami.
[Wycinamy przydługi fragment, w którym następuje kutnia kochanków. Bella beszta ich niczym pięciolatki (czyli, patrząc na zachowanie, zgodnie z ich mentalnym wiekiem). Potem cały akapit jest o tym jak to oni się jednak kochają... Tak więc wszystko aut!]
- Edward to już przeszłość. Rozstaliśmy się półtora roku temu i jakoś zagoiłam moje rany w sercu. Ale nigdy o nim nie zapomnę- odpowiedziałam.
-A tam...- mruknął Alzheimer, nalewając jej kolejny kieliszek.- Poczekaj jeszcze parę dni, zobaczymy.
 fire animated GIF

 NIECH ŻYJĄ LEKI!!!!
*krzyknęła będąca w trakcie terapii wnuczka Kapelusznika z krainy czarów*
- W końcu go nadal kochasz. I łączy was coś...- tu nie dokończyła.
Tylko spojrzała na jej książeczkę czekową.
- Chyba chciałaś powiedzieć ktoś- odparłam.
- No właśnie. Ale mały powinien znać prawdę. Ma do tego prawo- powiedziała Kat.
 - Wiem. Jak tylko podrośnie- zapewniłam.
*wraca do początku tekstu*  Spóźniłaś się skarbie. Twoja zła siostra bliźniaczka już wszystko mu wygadała...
- Oczywiście. Ale nie uważasz, że powinnaś Edwardowi powiedzieć o małym? Jako ojciec...- znowu nie dokończyła, bo jej przerwałam:
- Wyjechał, bo mnie nie chciał. Gdyby dowiedział się o małym, chciałby ze mną być ze względu na małego. A ja nie chcę być z kimś, kto mnie nie kocha-powiedziałam, dumna ze swojego godnego zimnej suki przemówienia, wstając. Spojrzałam na alejkę i zdawało się, że zobaczyłam Rosalie. Dziewczyna byłam odwrócona do nas tyłem i nie byłam pewna, że to, aby na pewno Rose.
-Być, albo nie być...? Oto jest pytanie!- mruknęła smętnie Rozalie.
- Czy ja tam widzę Rosalie Hale?- zapytała Kate, również wstając z ławki i stając obok mnie.
- Ja nie wiem...- odpowiedziałam.
- O Boże, to jest ta Rosalie!- krzyknęła po chwili Kate.
-A była jakaś inna?- zapytała zdezoriętowana Stephanie Meyer.


                Wtedy blondynka się odwróciła i okazało się, że to Rosalie... 
 -A jednak być!- dyskretnie wyrzuciła stokrotkę bez płatków, a dla pewności jeszcze zgniotła ja obcasem.
Ławka, na której niedawno siedziałyśmy, stała za karuzelą, na której kręcił się, Tommy. Nie było już odwrotu, zobaczyła nas...  
No to dziewczyny, przykro mi, ale nie macie wyboru i musicie ją zjeść...

Hejo :))
Dzisiaj pod przypływem weny oraz dobrego humoru dokończyłam rozdział 1, nawet mi się podoba, mam nadzieję, że wam również :))
 Szczerze? Jakoś tak nieszczególnie...
O aŁtoreczko! Twa skromność już zawsze pozostanie dla mnie zagadką.
Nie wiem, kiedy pojawi się rozdział drugi... Może do końca miesiąca, ale nie obiecuję. Jeśli ktoś chce być informowany o nn,
O... Nationale-Nederlanden? 
to niech w zakładce informowani zostawi na siebie jakieś namiary, tak będzie mi łatwiej was informować :) Z góry dzięki wielkie ;p
Z mojej strony to tyle :)
Z naszej też. Więcej nie zdzierżę.
Do napisania ;***
 *patrzy przerażona* Oby nie! Kapeluszniku! Wiejemy!
Wiejemy!!!
*uciekają z krzykiem
Epicka ucieczka