Strony

sobota, 5 grudnia 2015

(Harry Potter...chyba) Analizatornia pod Nadgryzionym Księżycem #6

Zanalizowały: Kapelusznik i Kot, wspierane dzielnie przez: Roberta i Sebastiana.


Uwaga! Eliksir, co profesora zmienia w hipisa i tęczowe kociołki!

Witajcie witajcie!
Po dłuższej przerwie Kot i Kapelusznik powracają z nową porcja bzdur i... Wszystkiego innego, bo nie wiem jak inaczej nazwać cały ten bezsens...
Ale nie wściekajcie się za bardzo (taki żart i tak wiemy że nikt tego nie czyta)!
A więc nie przedłużając, żebrzemy o komcie (czymkolwiek są)! *podstawia koszyk z napisem "na komcie", wypełniony babeczkami, śrubkami i różnego rodzaju częściami samochodowymi*
Darowizny proszę wkładać tutaj.
*uradowana* Jest! Zawsze chciałam to zrobić!
(*zagląda ciekawie* Eh... Przyznajcie się, po prostu nie macie pojęcia czym są te całe "komcie")
*prycha* Znawca się znalazł...
Ale wracając do analizy. Przedstawiamy wam opko typu " Sevmione"! (Tak, my też nie wiemy co pociągającego dla aŁtoreczek może być w starym nietoperzu... *rzyg*). Ale z okazji tej analizy, specjalnie dla was, odkurzyłyśmy nasze mundurki i przeniosłyśmy się z powrotem do Hogwartu.
Indżojcie!!!

Morderstwo zostało popełnione we wtorek, 28 lipca 2009 roku pod tym adresem:
(http://sevmiona.blox.pl/html)

Rozdział I

- CO JA MÓWIŁEM O SKÓRCE BOOMSLANGA, PANIE POTTER!?
-ŻE W ZBYT WIELKICH ILOŚCIACH POWODUJE AUTOMATYCZNE WŁĄCZENIE CAPSLOCKA?! 
-Że od zbyt dużej dawki zostajesz Trulaverem?

 – Snape wydarł się na całą klasę, jak zwykle narzekając na chłopca-który-przeżył.
Serio? Nie masz ciekawszych powodów do narzekania?
A co powiesz na:
Polityków.
Szkołę.
Francuski.
Fizykę.
Blogaski.
Filery w Naruto.
Brak czasu.
Że Lili Cię zfredzonowała.
Że masz tłuste włosy.
Że musisz uczyć te bandę debili.
Że Malfoy wyżłopał twój zapas ognistej.
Niedobory szamponu do włosów.

 Harry zarumienił się i mruknął pod nosem:
-Notice me senpai... >. <
Hinata? *.*

 - Że wystarczą dwa płatki… - opuścił głowę, żeby nie patrzeć w oczy profesorowi
- A ile pan ich dodał? – spytał jadowicie.
-Ooosiemm!!!- krzyknęła zachwycona Lu.
-Dziesięć!!!- zawyła Kot, dorzucając do kociołka jeszcze dwa (No co? Przecież dopiero powiedzieli wyraźnie: bla bla bla... dwa płatki...bla bla bla... dodał ich...bla bla...)
-Ale to nie było do was...- zauważył siedzący w tylnej ławce Robert.
- Cicho siedź debilu, rozmawiam!- wrzasnęła Lu na brata.
-panie plooofesoze... Dlaciego ta bleja tak bulgocie?- spytała patrząc na dno swojego kociołka.
-panie plooofesoze... Dlacego to  jeś takieee luziowe?- dodała, szturchając wylewającego się gluta palcem, Kot.
-Dodałyście za dużo brokatu - odpowiedział mrużąc oczy nauczyciel - i gumy balonowej jeśli o tym mowa...

Chłopak z blizną na czole mruknął coś niezrozumiale – Nie słyszałem, Potter!
- CO JA MÓWIŁEM O SKÓRCE BOOMSLANGA, PANIE POTTER!? – Snape wydarł się na całą klasę, jak zwykle narzekając na chłopca-który-przeżył. Harry zarumienił się i mruknął pod nosem:
- Że wystarczą dwa płatki… - opuścił głowę, żeby nie patrzeć w oczy profesorowi
- A ile pan ich dodał? – spytał jadowicie. 
...
Mam dejavu...
*sprawdza czy Kot dobrze przekopiowała tekst*
Nu stoi jak byk!
Hehehehe...
*zagląda do kadzidełka* Noup. Żadne z tych ziół nie miało prawa nam zaszkodzić.

Chłopak z blizną na czole mruknął coś niezrozumiale – Nie słyszałem, Potter! – zagrzmiał
Snape nie usłyszał Harrego, bo jakiś chłopak z blizną na czole zaczął mruczeć niewyraźnie...?

- Cztery. – wyszeptał skruszony Harry
- A więc co by się stało, gdybym nie rzucił zaklęcia zastoju na pański eliksir? – spytał,
-Emm... No chyba ruszył by.- zauważyła mimochodem Kot, dosypując garść żelek do kociołka.
- Musiałabym go zjeść...? - zasugerowała Kapelusznik, zmuszając swoja odpowiedzią Snape'a do zastanowienia się w jaki sposób udało się jej przeżyć na tym świecie przez piętnaście lat...
*dyskretnie odsuwa kociołek Pottera od siostry*

a każde jego słowo brzmiało tak przerażająco, że sam bazyliszek by się ich nie powstydził
Bazliszki gadają...?
AŁtoreczka musiała je czymś zarazić!!!
*nakłada koszulkę z napisem "ratujmy bazliszki" i idzie protestować przed wylęgarnią aŁtoreczek*

- Wybuchłby. – mruknął od niechcenia czarnowłosy
No to o co ten Snape się tak wścieka? To chyba dobrze nie?

No jak to o co? Przecież pan Potter na myśl o wybuchu zaczyna się nudzić.Ja bym wysłała do specjalisty i z dobroci serca dała lizaka.

- Właśnie. A więc chce pan narażać życie całej klasy? – spytał Snape,
TAK!!!
Jak najbardziej panie psorze!

 na co Harry pokręcił tylko głową, (no weź...)  chociaż w środku cały się gotował
Para leciała mu z uszu i zaczął przenikliwie gwizdać, ale nie powiem którym otworem...
Płuca lekko al dente, jednak serce już prawie się rozgotowało... A sos jeszcze nie gotowy!
(Hanibal Lecter?)


– dwadzieścia punktów od Gryffindoru – syknął – Może to cię… nauczy pokory i odpowiedniego przyrządzania narządów wewnętrznych. Jak śmiałeś rozgotować serce? Toż to bluźnierstwo przeciwko sztuce kulinarnej!
Miejmy nadzieje ze nie spaprał gałek ocznych...
*głodna*

- Skończyłam, panie profesorze… - odezwała się brązowowłosa czarownica, przerywając tym znęcanie się nad jej przyjacielem
- Skończyła pani, panno Granger? – spytał
 z ironicznym niedowierzaniem, a jednak tak jadowicie, że klasa przeraziła się, że coś jej zrobi.
*zaczyna zbierać jad nauczyciela do butelki*
...
No co może się przydać!
Dodajmy go do kociołka! *uradowana wlewa pół flakonika, i obie z fascynacja patrzą jak zawartość  zaczyna się mienić wszystkimi kolorami tęczy*

 Profesor podszedł szybko do jej stanowiska i zerknął na jej kociołek – Według instrukcji eliksir powinien być gotowy za półtorej miesiąca… - syknął
Po czym warkną, spluną, bekną i na koniec pierdną bowiem nie znał tak wyrafinowanych form komunikacji jak zwyczajne "mówienie".
Przez opary idioctwa unoszące się po całej klasie Severus stwierdził, że pierdoli to wszystko, zostanie hipisem. To tylko efekt uboczny obcowania z naturą.

 Co oznacza, że nie stosowała się pani do niej, mam rację?
- Tak, panie profesorze. W pierwszej fazie eliksiru zamiast całych much siatkoskrzydłych dodałam tylko ich skrzydła (Oczywiście mając w głębokim poważaniu fakt, że większy wpływ na eliksir ma sama mucha, dzięki której eliksir ma takie działanie, a nie inne. Nauczycielka od Chemii prześwięciła by mnie, gdybym napisała jej na sprawdzianie, że po wuja tlen ma być dwuwartościowy, skoro jedynka jest ładniejsza.), co spowodowało dziesięciokrotnie szybsze ugotowanie ich (Tych much, których nie dodała), więc podstawę miałam gotową w ciągu dwóch dni. Jeszcze zamiast całej dawki sproszkowanego rogu dwurożca użyłam tylko pół, a drugie pół zastąpiłam Kamieniem Saargo, czym zakończyłam proces warzenia. W dodatku mój eliksir działa trzy razy dłużej niż tradycyjny eliksir wielosokowy. – powiedziała bez zająknięcia.
 you're wrong
Wszystko fajnie słoneczko, ale nie zapomniałaś możne o skorce bolmslanga, ślazie, pijawkach i ptasim rdeście?
Takie tam... Składniki.
Czy ona w ogóle przeczytała przepis? 
*kręci zdegustowana głową* Idioctwo się szerzy, moja droga. I to w zastraszającym tempie.
Nie idioctwo... Gorzej- MarySuizm. Ale co na to poradzić...
Granat odłamkowy i głodny tygrys... Dokładnie w tej kolejności.

Nigdy nie bała się Mistrza Eliksirów, choć wiedziała, że cały zamek ma takie odczucia wobec niego.
Cały zamek...
Z Dumbledorem, murami, panią Norris i innymi nauczycielami włącznie, tak?
Kiedy szedł korytarzem ściany usuwały mu się z drogi, a okna trzęsły framugami. Normalnie mu to nie przeszkadzało, jednak schody, które uciekały przed nim w popłochu doprowadzały go do białej gorączki...

 Szanowała go, jako nauczyciela. Jako jedyny nie prawił im o niebezpieczeństwach czyhających na nich poza szkołą, tylko wpajał wiedzę do ich opornych głów, mając cichą nadzieję, że jakieś wójwieco jednak ich pożre. Spojrzała mu prosto w twarz, na co niewielu z nauczycieli by się odważyło i dostrzegła lekki podziw w jego oczach,
A to na pewno nie była odraza? Weź sprawdź jeszcze raz...
Albo to nie były jego oczy.
Przypadkiem wzrok jej się omsknął i trafił na oczy Malfoy'a, dyskretnie podziwiającego się w przenośnym lusterku pożyczonym od Pansy.
To znaczy, że większość nauczycieli w trakcie rozmowy uciekało wzrokiem i rumieniło się jak płochliwa dziewica? Toż to nie Hogwart!

jednak wiedziała, że profesor jest zbyt dumny, by przyznać punkty pannie-wiem-to-wszystko.
- Dziesięć punktów od Gryffindoru za nie trzymanie się instrukcji. – powiedział, ale już nie tonem, który przyprawiał o dreszcze, jednak wciąż chłodnym. Uczniowie tego domu mruknęli z oburzeniem, ale Hermiona w głębi duszy cieszyła się.
Tak naprawdę przechwytywała wszystkie utracone przez Griffindor rubiny i prowadziła wieczorami nielegalne interesy z goblinami, ale o tym nikomu...
Była tajniakiem ze Slytherinu...

– I zostaniesz po lekcji, żeby posprzątać salę. – tym razem jęknęła cicho, ale spokojnie przelała eliksir do kilku fiolek, które schowała do torby, uprzednio rzucając na nie zaklęcie nietłuczące.
Rzucone zaklęcie (jak to bywa przy przekręcaniu zaklęć) zmieniło cały zapas eliksiru w pomidorową.

Jedną z nich (opisaną jej imieniem i nazwiskiem) postawiła na biurku profesora i spokojnie czekała do dzwonka.
 I tutaj objawia się niekompetencja nauczyciela, który po skończonej pracy powinien kazać jej chociażby posprzątać stanowisko.

Gdy klasa wyszła z pomieszczenia zebrała wciąż napełnione kociołki na stole stojącym pod ścianą
Zaraz... a uczniowie nie powinni przypadkiem przelać swoich... "wyrobów" od fiolek?
Ich nie były tak idealne. Proszę cię, chcesz marnować czas nie-Snape'a na sprawdzanie prac nieidealnych?! *patrzy z dezaprobatą* No wiesz?!

i już miała chować różdżkę do torby, gdy Snape powiedział
- Możesz użyć magii… - Hermiona spojrzała na niego ze zdumieniem
- Słucham? – spytała z niedowierzaniem 
-No proszę pana... Jak pan tak może? Jak ja się teraz na oczy koleżankom pokażę...? Tak bez żadnej wzruszającej i traumatycznej historii o tym jak to własnoręcznie musiałam oczyścić dziesięć kociołków, z czego jeden dość niepokojąco mieniący się kolorami tęczy...
- Masz jakiś problem z tęczą...?- mruknęła Lu ukradkiem chowając do torby swojego tęczowego misia.

On musi być hipisem! Nie widzę na to innego logicznego wytłumaczenia...
  - Czy ja wszystko muszę powtarzać dwa razy? Czy po prostu przez to gniazdo na głowie nic nie dochodzi do twoich uszu!? – powiedział podniesionym tonem
I tu na usprawiedliwienie Hermiony z własnego doświadczenia stwierdzam, że to bardzo możliwe.
Warczy, syczy i wrzeszczy...
Czy tylko ja mam wizję tej kałamarnicy z "Noc w muzeum 2"?

- Nie, ja tylko… - zaczęła, ale Snape jej przerwał
- Myślałaś, że nietoperz z lochów nie ma litości i zawsze każe uczniom sprzątać bez pomocy magii?
Noo...
*przypomina sobie wszystkie szlabany za czasów kiedy chodziła jeszcze do Hogwartu*
W 99.99% tak właśnie było.  Tylko raz jak zaatakowała mnie zawartość jednego słoika dostałam pozwolenie na użycie różdżki.
Pamiętasz Kocie?
Z tego co pamiętam, to ty pierwsza ją zaatakowałaś...
Ale nie dziwię ci się... Wyglądała tak smacznie... *ślini się*

– powiedział spokojnie, co dla brązowowłosej stanowiło nowość – Jeżeli tak, to nie myliłaś się. Chociaż jeżeli wolisz to zrobić używając mugolskiego sprzętu, to masz go tam… - wskazał na małe drzwiczki prowadzące zapewnie do komórki, albo jak uczy panna E. L. James, do czerwonego pokoju. Hermiona nie odpowiedziała, tylko machnęła krótko różdżką i klasa lśniła od czystości.
 Czystość pokrywała wszystko niczym brokat, jak rozumiem.
Łoo.... Zaklęcie brokacące... Muszę to opatentować.
pixie dust disney magic peter pan wendy
  Już miała wychodzić, gdy głos nauczyciela ją zatrzymał
Głos stanął w przejściu, w czapce policjanta, z gwizdkiem i lizakiem, nie pozwalając jej zrobić nawet kroku.

- Dlaczego to zrobiłaś? – spytał cicho,
I posłał jej spojrzenie przepełnione miłością i cierpieniem...
Oh wait.
Pomyliło mi się ze Zmierzchem. :)
-Jak to dlaczego?- zdziwiła się.- Przecież profesor dopiero powiedział, że mogę...
-Cholera... A miałem taką nadzieję, że jednak pójdziesz do tego pokoju, no bo wiesz... Od 40 lat nie udało mi się nikogo wyrwać, a Mcgonagall nie jest zbyt chętna. Poza tym ta kobieta chyba kręci na boku z Dyrektorem...

 a ona odwróciła się do niego i spojrzała na niego ze zdumieniem na twarzy
Zdumienie - nie wiadomo kiedy przyczepione przez aŁtoreczkę do czoła Hermiony "Kropelką", zatrzepotało smętnie, poruszone przez przeciąg w lochach.
Spojrzała na niego, odwróciwszy się do niego i nachyliła się do niego, szepcząc do niego, że jednak jedno niego w zdaniu w zupełności wystarczy.

- Bo wiem, że kończą się zapasy tego eliksiru z powodu wojny, a jest on potrzebny w dużych ilościach i strasznie długo się go robi.
Dlatego też masz prawo eksperymentować i Merysuizować na lekcji.
That make sens...
*kiwa głową*
 Nie. Fcale...

 - wiedziała, że profesor chciałby o coś poprosić, ale jest na to zbyt zarozumiały.
 Westchnęła cicho i machnęła krótko różdżką, powodując pojawienie się na jego biurku skopiowanych notatek dotyczących eliksiru i jego ostateczny sposób przygotowania, po czym wyszła z sali, z uśmiechem na twarzy.
Poziom MarySuizmu przekroczył wszystkie możliwe granice.
Mam wrażenie że za chwilę Hermiona zacznie udzielać Dumbeldorowi korepetycji z transmutacji...
A potem nauczy starą Hooch jak latać na miotle...
Właśnie! A nam pokażę jak robić epickie błędy ortograficzne na dyktandach!!! Ale co to to nie kochana... Z takim talentem jak u mnie i u Kota to trzeba się urodzić!!!

 Szybkim krokiem ruszyła w stronę schodów prowadzących do wieży Gryffindoru, po drodze natykając się na dyrektora. Powiedziała kulturalnie dzień dobry, przypomniała, że umówili się na korepetycje o 19.00 i z uśmiechem szła dalej. Przed obrazem grubej damy przybrała maskę wściekłości i powiedziała hasło (farmazony) i weszła do pokoju
 i zarzuciła włosy na ramię.
 i westchnęła teatralnie.
 i rzuciła się ze schodów w ramiona ukochanego, ale ten się nie wyrobił i Hermiona przywaliła w podłogę.  :)
 Marzenia...

wspólnego rzuciła torbę na podłogę koło fotela, po czym usiadła z naburmuszoną miną. Widząc to jej przyjaciele podeszli do niej i usiedli na pobliskiej kanapie
- Podziwiam Cię normalnie… - powiedział w końcu Ron – Snape…
- Nawet o nim nie wspominaj. – przerwała mu „wściekła” Hermiona
Natomiast Hermiona wściekła siedziała cicho w kąciku, nie chcąc się narażać.

- Jasne, jasne… - powiedział – Ale jakoś szybko cię wypuścił…
właśnie spodziewaliśmy się pikantniejszych scenek... *sugestywnie rusza brwiami*
Robercie braciszku pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?
Masz na myśli tę w której obiecałaś że jak nie będę się przyzwoicie zachowywać to wypatroszysz mnie, przebierzesz w strój baleriny i powiesisz na choince?
Tak tę.
hmm... nie, nie pamiętam. ;)
*wyobraża sobie Roberta w stroju baleriny* Boże, broń! Fe...
A ja bym to chętnie zobaczył...
Wiem że byś chciał... *nachyla się z ponętnym uśmiechem nad Sebastianem i...*
STOP!!!
Żadnego yaoi przy czytelnikach!!!
Rozejść się, rozejść! *wciska się bezczelnie pomiędzy zakochanych*
*jęczy zawiedziona, chowając aparat do torby*

- Bo nie wiedział, że umiem czarować bez różdżki… - powiedziała tonem o temperaturze zera bezwzględnego
Ludzie litości...
Phi... Na ładne oczka, to każdy potrafi...

- Zachował się niesprawiedliwie odejmując punkty i każąc ci sprzątać salę… - powiedział Harry
- Wiem… Chociaż miał trochę racji… Mogłam przecież coś zrobić sobie i klasie ulepszając ten eliksir. – powiedziała
A nie pomyślałaś o tym wcześniej ponieważ...?
Myślała nad tym jak się nie pieprzyć z okaleczaniem i krzywdzeniem i od razu całą klasę zanichilować! Zuch dziewczynka...
Czyli pominęła najciekawsze...

- A ty znowu go bronisz… - oburzony ton Rona wskazywał na to, że nie przepada za profesorem
Ale tylko ton sugerował taką niedorzeczność... Tak naprawdę Ronald i reszta Weasleyów byli zagorzałymi miłośnikami nauczyciela eliksirów i razem z Filchem co wieczór odśpiewywali mu pod oknem serenady miłosne. 
Inna sprawą że Snape  mieszkał w lochach ale po znajomości Artur był wstanie wszystko załatwić...
harrypotterremix

- Nie bronię, tylko stwierdzam fakt. Pracowałam nad tym wszystkim w klasie a nie w muzeum sztuki współczesnej i mogłam nieźle ją uszkodzić, gdyby nie zaklęcia rzucone na mój kociołek... a tak w ogóle, to skończmy ten temat. Idę…
- ...do biblioteki. - dokończył za nią Harry. Spojrzała na niego chłodno i zarzuciła torbę na ramię, po czym wyszła z pokoju wspólnego.
 -To moja kwestia!- warknęła na odchodnym
Ruszyła do gabinetu profesor McGonagall. Zapukała trzykrotnie, a gdy usłyszała pozwolenie na wejście, otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia.
- Aa… Panna Granger… - powiedziała profesorka – Co panią do mnie sprowadza? - spytała
- Chciałabym prosić o pani pozwolenie do skorzystania z działu ksiąg zakazanych… - powiedziała – pisze wypracowanie na pewien temat i nie mogę znaleźć informacji potrzebnych do zakończenia. – to akurat było kłamstwem
- Oczywiście… Uważam też, że powinnaś mieć nieograniczony wstęp do tego działu,
I zamek na wyłączność, prywatne kształcenie, i harem trulofów.
Nie marudź. Minerva po prostu ma nadzieję, że któraś z tych zaklętych ksiąg ją:
A. Zje.
B. Wciągnie.
C. Spopieli.
D. Nałoży na nią jakąś klątwę
E. Inne tego typu, nieistotne rzeczy
[Niepotrzebne skreślić]

bo ostatnio bardzo często przychodzisz po pozwolenie, a nie chcę mi się za każdym razem go pisać… - Hermiona uśmiechnęła się w duchu
- Nie wiem, czy zasłużyłam, pani profesor… - powiedziała z niepewną miną
Najświętszy ramenie, czy tyko mi stanęła tu przed oczami scena z Tomem Riddlem i Slughornem?
Nie. Uwierz mi, nie tylko...
-No bo widzisz... Byłam ostatnio w dziale ksiąg zakazanych...


- Zasłużyłaś, moja droga… - powiedziała starsza kobieta i podała jej kartkę – Miłego dnia życzę…
- Dziękuję pani profesor i wzajemnie. – odpowiedziała i ruszyła szybkim krokiem do biblioteki. Błyskawicznie odnalazła panią Pince i wręczyła jej kartę z uśmiechem,
Podejrzane te jej uśmiechy.
Kartka ta była krewną Deidary z Akatsuki...
Albo porostu przetramsmutowanym Deidarą. Biedny Deidara...

 po czym wparowała do działu ksiąg zakazanych.
Po drodze trzaskając drzwiami.

 Wzięła książki, które miała już upatrzone od dłuższego czasu, usiadła przy jednym ze stolików i zagłębiła się w lekturze, co parę minut robiąc notatki. Była dopiero w szóstej klasie, a już stworzyła kilka niezłych eliksirów,
I dostała nagrodę nobla z czterech dziedzin i rozwiązała problem globalnego ocieplenia i głodu na świecie,  tak wiemy aŁtorko co nam chcesz przekazać...
He...Hehehehe... Hehehehehe... he... Ona żartuje, prawda? *nadzieja*
Ty... Jak tak dalej jej dobrze pójdzie to nasz cały szatański plan zniszczenia świata weźmie w łeb!
"Robert&Dunderstych spółka ZŁOo"... To były dobre czasy.

dlatego chciała być mistrzem, jednak wiedziała, że pochwały od swojego nauczyciela nie dostanie. Otrzeźwiała dopiero, kiedy zegar na ścianie zaczął wybijać północ. Merlinie! Nie jadła nic od czasu śniadania!
 I nie musiała. Przecież każdy wie, że Mery Sue odżywia się wyłącznie energią kosmiczną, a pija ambrozję, którą dostała w prezencie od bogów.
Ewentualnie krew swoich ofiar... TFU! Chciałam powiedzieć Trulofów.
Pani Prince pozwoliła jej siedzieć tam tak długo?
Chyba że...
*ostrożnie wychyla się zza regału skąd razem z Kotem obserwowały Mary Sue*
Słuchaj Zuza... Chyba nie myślisz że te zwęglone resztki to...
...
Jakby ci to powiedzieć... Przynajmniej teraz wiemy na kim Hermioną testowała swoje eliksiry.
Pani Prince! *wesoło podbiega do zwęglonego truchła* Fajny makijaż. Jak dla mnie trochę zbyt ekstrawagancki jak na bibliotekarkę, ale może być...
Jestem pełen podziwu dla naiwności tego dziecka...  Machnięciem różdżki odesłała książki na ich miejsce i chyłkiem wymknęła się z biblioteki, w ostatniej chwili łapiąc swoje notatki.
Uciekamy z miejsca zbrodni co?

TYLKO NIE PANI PRINCE!!!
*lamentuje nad zwęglonymi resztkami bibliotekarki*
ONA JEDNA MNIE TU TYLKO LUBIŁA!!!!
NIEEEEEE!!!!
*zdziela się z liścia*
Ogarnij się kobieto!
Dobra kocie myśl. Co robimy zazwyczaj jak kogoś spaliny?
Eee... No z tego co pamiętam mnie przerobiłaś na piernik i próbowałaś pożreć...
*rozważa*
Odpada. Pani Price nawet jako piernik nie nadawała by się do skonsumowania. Jakieś inne opcje?
Hmm... Możemy ją polać tęczową zawartością naszego kociołka!!!
Co?! To najdurniejszy pomysł jak w życiu...!
...
Albo w sumie co szkodzi spróbować. Wój raczy wiedzieć co nam mogło wyjść z tej mieszaniny...
Sebastian zasuwaj do lochów!
Nie możesz mi rozkazywać!
Ale mogę cię przefarbować jak będziesz spał! 
Albo pokazać Robertowi zdjęcia z ostatniej imprezy... 

Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i szybko, ale ostrożnie ruszyła do wieży Gryffindoru. Niełatwo było obudzić grubą damę, ale w końcu jej się to udało, a ta bez proszenia o hasło wpuściła ją.
Nie musiała sprawdzać kto to, aurę Mary Sue wyczuwała z daleka.
Jee tam... Po prostu złote dzwony obwieszczały jej przybycie.

Hermiona wzięła szybki prysznic, uprzednio kopiując notatki i chowając je. Położyła się w łóżku, nie budząc dziewczyn, po czym zasnęła.
Kolejna z pstryczkiem "ON-OFF" na plecach?

Rozdział II

Obudziło ją lekkie szturchanie. Przewróciła się na drugi bok, starając się nie zwracać uwagi na to, że ktoś nią lekko potrząsał - Mionka wstawaj…
Za pół godziny śniadanie… - na słowo „śniadanie” zaburczało jej w brzuchu, więc pomału otworzyła oczy.
Następnym razem spróbuj z "pizza" albo "kisiel" efekt murowany.
*nadal głodna*

Zobaczyła Ginny, siedzącą na brzegu jej łóżka. – Gdzieś ty właściwie była od twojej ostatniej lekcji? Chłopacy powiedzieli, że jesteś w bibliotece, ale nie znalazłam cię tam…
 Bo chłopacy kłamią z natury, nie to co chłopcy, którzy są wzorem szczerości i prawości w blogaskach.

 - Byłam w bibliotece…
Obudziło ją lekkie szturchanie. Przewróciła się na drugi bok, starając się nie zwracać uwagi na to, że ktoś nią lekko potrząsał
- Mionka wstawaj… Za pół godziny śniadanie… - na słowo „śniadanie” zaburczało jej w brzuchu, więc pomału otworzyła oczy. Zobaczyła Ginny, siedzącą na brzegu jej łóżka. – Gdzieś ty właściwie była od twojej ostatniej lekcji? Chłopacy powiedzieli, że jesteś w bibliotece, ale nie znalazłam cię tam…
- Byłam w bibliotece…
Ile razy ona ma zamiar "być" w tej bibliotece?
Iiiiiiii.... znowu.
Dejavu!!!

 - mruknęła zaspana Hermiona i ruszyła wolnym krokiem w stronę łazienki, nie zwracając uwagi na to, że dziewczyn z jej roku już nie ma.
Ją tam się nie znam ale biorąc pod uwagę fakt że szła do łazienki to chyba dobrze że nikogo tam nie było nie? Chyba że Hermioną i jej koleżanki myją się grupowo...
 snape shrug gif Imgur

Nałożyła pastę na szczoteczkę do zębów i przed ich umyciem powiedziała – Tyle, że w dziale ksiąg zakazanych…
A żeby to powiedzieć, bezwzględnie musiała stać jak ten jełop ze szczoteczką w ręku? 
Strzeż się klątwy książki niemytego talerza! (Jeśli nie wiesz o co chodzi, cofnij się w analizie do fragmentu z profesor Mcgonagall. ^)
- Nie dasz sobie spokoju z tym eliksirem, prawda? – mruknęła ruda. Hermiona wypłukała usta i spryskała twarz wodą.
Do tego zabiegu potrzebowała specjalnego rozpylacza, ponieważ jak powszechnie wiadomo, Hermiona była rośliną.

- Nawet nie zaczęłam go robić… - powiedziała – Ja tylko zbieram informacje. – dodała i nałożyła na siebie mundurek szkolny, po czym na to narzuciła pelerynę.
Taką zajumaną Batmanowi. (*>*)
Ej! Tylko my i Damian mamy prawo biegać w pelerynce Batmana! Oddawaj!!!
*wyrywa pelerynę*
 

- Ale chcesz go zrobić, prawda? – spytała Ginny
- Tak… Bo dzięki niemu może przeżyć wiele osób. – powiedziała przeciągając jedynie błyszczykiem po ustach.
Stawiam, że to nie błyszczyk, tylko trucizna.
My już znamy te sztuczki...
Racja! Może to próbka tego tajemniczego eliksiru? Skoro używa go boChaterka,(zakładając, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i Mery umrze...) to faktycznie może on uratować wiele istnień...

- Śmierciożerców między innymi… - wtrąciła ruda
- Oj przestań… - powiedziała Hermiona, pakując się na lekcje do obiadu – Myślisz, że mam zamiar paplać o tym na prawo i lewo?
Tak.
Ale o tym z dupy wziętym eliksirze, czy o lekcjach, które wszamiesz na obiad?

– spytała lekko poirytowana, bo nigdzie nie mogła znaleźć książki do zielarstwa. (Tej szczególnie smacznej...)
- Nie, ale to i tak wkurzające, że mam to utrzymywać w tajemnicy nawet przed Harrym i Ronem…
- Obiecałaś… - powiedziała, z tryumfalną miną wkładając podręcznik od zielarstwa do torby *mlask mlask*
Olu, tyle razy ci mówiłam: nie jemy boChaterów w czasie trwania opowiadania! Zostaw rękę Dracona w spokoju.
- Wiem… Dlatego nikomu nie powiem… Chodź na śniadanie…
- Dzięki Gin… - Hermiona uśmiechnęła się i zarzuciła torbę na ramię. Jej sekret był bezpieczny.
Albo tej torby... Zależy jak patrzysz...
 Bo schowała go do tej torby.
Sekret i Ginny oczywiście.

Zeszły na śniadanie *odhacza zejście na śniadanie na liście blogaskowych standardów.*, gdzie spotkały Harrego i Rona. Hermiona była tak głodna, że nałożyła sobie cały talerz jedzenia i bez zająknięcia go zjadła.
Paczcie jaka twarda! Zjadła cały talerz i nawet nie zakwiliła z powodu poranionego języka!

- No co? - spytała, gdy zauważyła ich zdumione spojrzenia – Od wczorajszego śniadania nic nie jadłam…
- No tak… - powiedzieli na trzy cztery
Harry miał cztery, Ginny trzy, a dla biednego Rona, co był głupi i miał wszy nawet jedynki zabrakło! 
*wizualizuje sobie tą scenę:*
H: No dobra, to teraz razem, tak jak ćwiczyliśmy! Trzy...Czte... RY!
H/R/G: Nooo taaaak...
H: *patrzy z pogardą* Ginny! Znów spóźniłaś się o jedną nanosekundę! A tyle razy już to ćwiczyliśmy!

- Sorry za to zniknięcie, ale zaczytałam się… - powiedziała i wstała od stołu. – Harry, Ron, chodźcie już… Zaraz mamy zielarstwo…
Ruszać dupy plebsie! Mary Sue już zjadła, nic tu więcej nie macie do zrobienia!!!
-Eh.... no dobra...- powiedzieli Harry i Ron patrząc smutno na talerze pełne nietkniętego jedzenia- skoro Mery Sue tak karze...

Lekcje minęły w dość spokojnej atmosferze, choć na zielarstwie było dość błotniście, bo śnieg już prawie stopniał, powodując uwodnienie Hogwardzkich błoni.
Dobrze, że nie odwodnił. Swoją drogą, to to brzmi trochę tak, jakby mieli tam potop...
Przepraszam, ale muszę:

Po obiedzie czekały ich jeszcze podwójne eliksiry o obrona
O Dumbledore w piwnicy!
O Kot w butach!
O, "o" mi się zawieruszyło!
przed czarną magią. Jeszcze przed dzwonkiem cała klasa była ustawiona pod salą. Równo z dzwonkiem weszli do pomieszczenia i usiedli na swoich zwykłych miejscach.
Szli grzecznie za rączki, a kiedy weszli do klasy zgodnym chórem zaintonowali:
 "DZIEEEEŃ-DOOOOO-BRYYYYYY!!!" 
Na co Zuza i Olga zachrapały zgodnie w swojej ławce zmęczone całonocnym wskrzeszaniem Pani Prince.

Snape wstał
- Ponieważ pierwszą fazę macie już za sobą, resztę eliksiru uwarzycie według tych – tu machnął ręką, a na tablicy pojawił się przepis na dalszą część mikstury – instrukcji. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem,
To wszyscy zginiecie w epickim masowym wybuchu. Jak nie, to po prostu udusimy się od oparów z tego nie sprawdzonego eliksiru. Tak czy inaczej efekt będzie ten sam...
excited happy harry potter holiday autumn

to dziś pod koniec lekcji powinniście skończyć wasze eliksiry. – w klasie rozległ się pomruk zdziwienia. Hermiona spojrzała na tablicę i zobaczyła tam własny przepis. Uśmiechnęła się tryumfalnie – Panno Granger, na dzisiejszej lekcji ma pani wolne… - rozległy się szepty niedowierzania, na co brązowowłosa wyjęła z torby część notatek, które zrobiła w bibliotece i zaczęła je czytać. Zaznaczała ważniejsze fragmenty, a część usunęła różdżką. W pewnej chwili drgnęła, bo poczuła zapach mugolskich męskich perfum.
Ciekawe czym różnią się perfumy mugolskie od tych czarodziejskich...? Te drugie pachną zdechłą rybą i wyciągiem z gruczołów śluzowych ropuchy?

 Zacisnęła zęby i starała się przykryć notatki ręką, jednak jej to nie wyszło
- Ciekawe spostrzeżenia, Granger… - mruknął tak, że tylko ona mogła go usłyszeć i odszedł od jej stanowiska. Zaklęła w myślach, po czym pospiesznie schowała swoje notatki. Od dalszego przebywania w towarzystwie Snapea uratował ją dzwonek, a przynajmniej tak myślała.
Tak na prawdę, przebiegły dzwonek, wpadł do sali i związał ich taśmą klejącą! Mwachachacha...!!!

- Granger, zostaniesz po lekcji… - powiedział tonem pozbawionym jakichkolwiek miłych uczuć.
 Ten dzwonek powiedział?! On knuje z Dumbledorem... Ja to wiem! 
Uwzięli się na to becikowe...

Ponownie zaklęła w myślach, ale posłusznie została. Cała klasa wyjątkowo szybko się ulotniła.
Mówiłam! To przez te opary...
*wraca spać do swojej gigantycznej kuli dla chomika*
Nikt mnie nigdy nie słucha...
Ja cię słucham! *stłumiony głos dochodzi spod wielkiego akwarium na głowie Kota, które zarąbała kiedyś Spongebobowi* – Co to do jasnej cholery miało być!? – krzyknął tak, że aż podskoczyła
- Zapiski z biblioteki… – powiedziała i twardo spojrzała mu w oczy - …panie profesorze. – dodała, nie odwracając wzroku od jego oczu
Mrrr... Prawie jak te długie, zmysłowe spojrzenia Roberta i Seba... (Których w cale nie fotografuję...Fcale!)
 Siostrzyczko ty moja kochana. Powiedz mi proszę: Czy ja o czymś nie wiem? *podejrzliwy*
Daj spokój z tych waszych spojrzeń można by nakręcić kolejne siedem części "Zmierzchu"...
I obkleić zdjęciami całą piwnicę wielkości sześciu boisk do piłki nożnej!

- Na cholerę ci teksty o skutkach Cruciatusa!? – tym razem była przygotowana na wybuch, więc nawet nie drgnęła.
Powiedzcie mi proszę, że ona nie czytała zapisków, które próbowała utrzymać w sekrecie, w samym środku lekcji eliksirów... Mistrzem  strategii to ona nie zostanie...
Wie pan panie psorze... Przez ten cały badziew lecący z radia człowiek tęskni czasami za poezją śpiewaną.
*zgodnie nucą*
Ooo Maaa-aj- ka! Nie jeeeestem cie-eeebie... Wa-a-a-a-aart... Na na na na na...

I tą bombą zakończyły pierwszą część tej analizy...
Musicie nam wybaczyć lenistwo zobowiązuje. Więcej na razie nie dam rady.

poniedziałek, 30 listopada 2015

Kuroko Tetsuya (Kuroko no Basket) Dwupak+ bonusik dla yaoistek






 Dzisiaj mamy dla was niecodzienną okazję! Każdy kto choć raz oglądał Kurokochi'ego w akcji wie ile dzieciak jest wart! Poza tym każda porządna yaoistka powinna się zaopatrzyć w zestaw składający się z Kuroko i Kagamiego! (*upycha związanego, protestującego Kapelusznika w szafie*). Choć dla nie-yaoistek również mamy wspaniałą ofertę! Przy zakupie całości dostajesz Kagamiego lub Momochi za pół ceny! W każdym innym wypadku- wypchajcie się!

Całość: 2300a
Głowa: 250a
Każda inna część ciała do negocjacji.

ZESTAW DLA YAOISTEK

 
 Oto przed wami...
*fanfary*
KAGAMI TAIGA! Niesamowity środkowy, o zdolnościach koszykarskich umożliwiających mu doścignięcie nawet Pokolenia Cudów! Straszny obżartuch i złośnik, ale za to jaki uroczy! Bez zbytniego przedłużania:

Cało: 2500a
Głowa: 200a
Każda inna część ciała do negocjacji.

+Bonus

 

ZESTAW DLA NORMALSÓW


No tak... Oto Satsuki Momoi... Czy jakoś tak.
W każdym razie jest to dziewczyna o ponadprzeciętnych umiejętnościach szpiegowskich. Potrafi zdobyć informacje o przeciwniku tak dokładne, że dowiesz się z nich kiedy wypadł mu pierwszy ząb. Jednak to nie wszystko. Dzięki swemu wysoko rozwiniętemu zmysłowi łączenia faktów i kobiecej intuicji potrafi z dokładnością do 90% określić w jakim kierunku rozwinie się dany zawodnik.

Całość: 2300a
Głowa: 250a
Każda inna część ciała do negocjacji.

~Kapelusznik&Kot Company

niedziela, 29 listopada 2015

Sora i Shiro (No game no life)




 SHIRO (po lewej)
Jedenastoletni komputerowy geniusz z mangi „No game no life”. Młodsza siostra Sory, członkini legendarnego duetu „Blank” (który w gruncie rzeczy uchodzi za jedną osobę). Neet, hikikomori, uzależniona od gier komputerowych. Z chęcią nabije nowy level w każdej grze. Odżywia się „burżujskim żarciem”, jak to określił Sora. Naprawdę genialna, opanowała do perfekcji grę w szachy, w wieku jedenastu lat znała już 18 języków. Potrafi grać stopami, co sprawia, że może sterować czterema postaciami naraz w grach mmo. Do szczęścia potrzebuje jedynie komputera, tableta i wszelkiej innej elektroniki.

SORA (po prawej)
 Starszy brat Shiro, 18 lat, prawiczek, komputerowy geniusz. Neet, hikikomori, społecznie upośledzony, uzależniony od gier. Je tylko słodkie i kaloryczne jedzenie, bo „mózgowi do funkcjonowania potrzebny jest tylko cukier. Słodkie bułki mają wystarczająco dużo kalorii i wartości odżywczych, a patrząc na ich cenę, ich kupno jest bardziej opłacalne”. Podobnie jak Shiro cierpi na antropofobię i nie może znajdować się dalej od siostry niż na określoną odległość. Potrafi sterować czterema postaciami jednocześnie, nie spać cztery dni i grać w pokera. Zawsze wygrywa, bo kantuje niedostrzegalnie dla przeciwnika, mistrz kłamstwa. Nieco zboczony (czytaj: drugi Leo), cwany i bardzo opiekuńczy. Kocha swoją młodszą siostrzyczkę. Podoba mu się nazwanie ósmej rano ósmą w nocy. Jedyną kobietą znaczącą w jego egzystencji więcej niż najnowsza gra jest Shiro (do czasu...). W przeciwieństwie do siostry nie cierpi na kąpielowstręt.

Z powodu ich istnienioosobnofobji nie można ich kupić osobno, bo skończy się to tak:


Cennik:
Całość:  4000a
Głowy:  500a
Każda inna część ciała do negocjacji.

niedziela, 22 listopada 2015

(Naruto) Analizatornia Pod Nadgryzionym Księżycem #5

 Zanalizowali: Kapelusznik, Gekon i Kot. wspierane przez Roberta i Sebastiana.
Witajcie zagubione, niechciane duszyczki!
Dziś mamy dla was opko o... (Nie zgadniecie.) Naruto!
Ale nie będzie to zwykłe opowiadanie, w którym to młoda kunoichi odkrywa w sobie magiczne moce, albo co gorzej Sakura dołącza do Akatsuki. O, co to to nie.  Dzisiaj czeka na was wypełniony po brzegi pedofilią i nieznajomością fabuły tFur...
 Nie żartujemy, chociaż to nie porno-opko to radzimy zaopatrzyć się w papierową torebkę i duży zapas kocyków, bo po przeczytaniu tego utForu, nikt nie może czuć się bezpiecznie.
Przyzwyczailiście się już do Orocza, podglądającego małolatów zza drzew i samopowiewających pelerynek na baterie słoneczne? Nie? W takim razie schowajcie się w szafie, włączcie alarm anty-pedofilowy, albo waszą prywatną Arye i Indżojcie!

Ps. Nawet nie wiecie jak trudno jest zaciągnąć Kapelusznika do roboty!
 Ej!
 Wywołałam łaskotkową wojnę, robiłam oczy kota ze Shreka a nawet groziłam jej kisielkiem! *bulwers*


Morderstwo zostało popełnione 1 czerwca 2008 roku, pod adresem:
(http://naruto-kitsune.blog.onet.pl/)




„Watashi-no chiisai Kitsune”


Rozdział 1 – “Tragedia wioski Ukrytego Liścia”

Słońce powoli zaczęło ukazywać się nad zenitem, obwieszczając początek nowego dnia. Zapowiadało się na kolejny, parny, sierpniowy dzień. Jedyne schronienie przed gorącym, i zdradliwym słońcem, dawał las, do którego ludzie bali się wchodzić, ze względu na krążące opowieści o nim.
 Zdradliwe słońce knuło i spiskowało, przyprawiając ludzi o udary i halucynacje. Ot co...
  Jeśli o mnie chodzi, to mnie te "opowieści" kojarzą się w większości z pedobearem... Cóż,  jeśli tak to w sumie nawet im się nie dziwię
Stara legenda głosi, że w lesie żyją demony (mówiłam), które go chronią,przed niszczycielskim wpływem człowieka. „Chi no shinrin”, tak nazywał się ten las, i był to jedyny las, w odległości kilku dziesięciu kilometrów. Wiele osób zaginęło, z tych co ośmieliły się przekroczyć granicę, między lasem, a wioską Ukrytego Liścia, która jest największą wioską na świecie.
 Czyli jak oni prosperowali? Wędrowni kupcy musieli udawać się do nich helikopterami, żeby cokolwiek sprzedać?!?! Nie wiem jak wam, ale mnie się wydaje, że te warunki nie sprzyjają powstaniu największej wioski shinobi...
  Czej, czej... To tam był jakiś las "Chi no shinrin"?! 
*przełącza się na tryb "zgadzaj się ze wszystkim, nawet największym idiotyzmem, bo i tak nic na to nie poradzisz"*
Jednak, zawsze znalazł się jakiś śmiałek, co miał odwagę do niego wejść. Niewiedza, i głupota za każdym razem, doprowadzała ich do zguby. Tak było również, dwanaście lat temu, kiedy jeden, chciwy człowiek, zapragnął posiąść siłę, władzę, i potęgę, dzięki której mógł zapanować nad wszystkimi wioskami. Potęgę, którą pragnął, mógł tylko uzyskać poprzez najpotężniejszego z demonów. A był to, władca demonów, Kyuubi noYoukou, dziewięcio-ogoniasty lis, władający w tym czasie wszystkimi krajami i demonami.
 Ja rozumiem, że można nie mieć pomysłu na własne opowiadanie... Ale to jest już po prostu za wiele.
Zgiń aŁtoreczko. Zgiń. 
*wyobraża sobie to:
 *
Kyuubi, był dobrym, i sprawiedliwym władcą. Rządził pewną ręką, chcąc doprowadzić do pojednania krajów, które walczyły między sobą o władzę.
 *przypomina sobie wszystkie sceny, w których to Kurama próbował kogoś zabić, przejąć władzę nad ciałem Naruto i tak dalej...* Yhm... A jego chakra pachnała fiołkami i rozsiewała ogólny spokój i nirvanę. (Wcale nie była przepełniona nienawiścią i wściekłością. Nie... A gdzież tam!)
Ja to myślę (Ty nie myślisz) że aŁtoreczka czymś go naćpała...
 Tak. Dokładnie tak samo jak Gai był zrównoważonym psychicznie instruktorem jogi, a Madara potulnym barankiem, który pada po kopniaku w piszczel...
... Czemu w piszczel?
 Najzagorzalszym wrogiem Kitsune, był Yamata noOrochi, wężowy demon, posiadający osiem głów oraz osiem ogonów złączonych w jednym ciele. Był symbolem zła, w najczystszej postaci,nigdy nie panującym nad swoim gniewem, oraz wykorzystujący głupotę ludzkich serc, łaknących nie skończonej potęgi, we własnych celach. Yamata pragnął władzy, którą posiadał jego młodszy brat. Nie mógł pogodzić się z faktem, że najmłodszy z dziewięciorga rodzeństwa jest najpotężniejszym z nich wszystkich.
 Nie, żeby coś, ale widząc "wężowy demon, posiadający osiem głów oraz osiem ogonów złączonych w jednym ciele" widzę coś takiego:
 Jeeej!!! Gekon zrobiła YamatanoOrocza!!! *cieszy się jak dziecko*

Kitsune, największe wsparcie miał w najstarszym bracie, Shukaku, pustynnym demonie o wyglądzie szopa. Na nim jednym mógł polegać, i nie obawiać się zagrożenia z jego strony. Shukaku zawsze, w swoim młodszym bracie, doceniał wiedzę, i umiejętne jej zastosowanie. On, jako jeden z dziewięciu, nie był samolubny,zachłanny, czy chciwy. Chciał swoją siłę, i mądrość wykorzystać do ochrony ludzi, których darzył ogromnym afektem.
 Z tego co pamiętam to właśnie między Kuramą i Shukaku był największy konflikt z całej dziewiątki ogoniastych...
Nom. A z tego co ja pamiętam to właśnie Shukaku najbardziej tych ludzi nienawidził... 
Ehhh... Pogódźmy się z tą z dupy wziętą ałtoreczkową mocą. W końcu i tak nic innego nam nie pozostało...
Kiedyś, ludzie nie bali się chodzić do Chi no shinrin, mimo swej nazwy.
Znaczy się, że ludzie nie bali się wchodzić do lasu, pomimo tego, że nazywali się ludźmi? Serio? AŁtoreczko, uważasz nas za aż takich tchórzy?
W dawnych czasach, nazwa ta, była tylko symbolem, niczym więcej. Wzięła się ona z prostego czynnika, jakim był wschód i zachód słońca. Za każdym razem słońce, które wstawało rano do życia, a nocą chowało się do snu, dawało piękną poświatę nad demonicznym lasem. Poświatę krwistej czerwieni. I stąd wzięła się nazwa, Chi no shinrin.
Jednak, przed dwunastu laty…

Cicho i bezszelestnie zakradał się, między drzewami, zamaskowany mężczyzna, mający nadzieję natknąć się na Kyuubi`ego, władcę demonów. Spod maski na świat spoglądały zimnie, i okrutne wężowe oczy.
Były tak zimne i okrutne, że  zamrażały wszystko na co spojrzały i same z siebie deptały takie małe szczeniaczki. Swoją drogą... On te oczy trzyma pod maską, żeby mu nie uciekły?
Tajemniczy ninja przystanął gwałtownie, nasłuchując dziecięcych odgłosów zabawy.
- Dziecko? Tu, w tym lesie? To może być tylko jakiś demon –powiedział z pogardą w głosie. A może…- zastanawiał się głośno- to jest mały Kyuubi`ego. Jeśli tak, to szczęście nareszcie się do mnie uśmiechnęło.
Eee... *patrzy na powyższy fragment z mało inteligentną miną* Rozumiem, że w tym lesie nie mieszkały żadne inne demony, które mogły by mieć młode skore do zabawy? Innego wyjaśnienia nie widzę.
I jak ten Kyuubi się w ogóle rozmnażał? Przez pączkowanie?
Ok! Jestem, przybyłam, sorki za spóźnienie, Robert wybierał buty przez dwie godziny...  
 *patrzy przerażona*
 
Wężowo-oki ruszył szybko w stronę dobiegających dźwięków, zakradając się coraz bliżej z nadzieją na udane polowanie na demony, a raczej jednego konkretnego demona.
- Ofusaaan!! – wołał mały, czteroletni chłopczyk – Ofusaaan,gdzie jesteś? – popatrzył pod kamień – no nie, tu go nie ma – westchnął zrezygnowany.
Nie no... Niemożliwe, sprawdź jeszcze raz.
Zamaskowany ninja dotarł do celu,chowając się w krzakach i obserwując małego chłopca, który definitywnie był demonem.
Jego definitywny demonizm był podkreślony czarną kredką do oczu, czerwonym lakierem do paznokci i dokładną znajomością Harrego Pottera.
Mały nadal pilnie szukał swojego ojca, zaglądając w każdy kąt, w ogóle  nie zwracając uwagi na otoczenie.
- Ofusan, to nie sprawiedliwe – marudził blond włosy demonek– za dobrze się schowałeś…
Nasz komornik też tak mówi...
- Interesujący … – szepnął cicho mężczyzna w ukryciu, śledząc pilnie każdy jego krok.
Zakradł się nie postrzeżenie bliżej, uważnie lustrując jego nieporadne ruchy. Mały demon schylił się obserwując skaczącą ropuchę i sam zaczął ja naśladować. Jego żółte ogony, które na końcach miały ciemniejszą barwę pomarańczy, z gracją falowały wokół jego zgrabnej sylwetki. „ Dziewięć?
Widzę, że mamy mały problem z matematyką?
 ...
Dobra...
Ja wiem ze to blogasek, i wiem ze jestem analizatorka, ale wizja małego skaczącego za żaba pol lisiego Naruto jest po prostu... No... obłędnie urocza!
Teraz możecie mnie zabić.
*spełnia życzenie koleżanki*
*umiera*
Eh... Znowu?
–zastanawiał się wężowo-oki – Tak, zdecydowanie dziewięć. To jest syn Kyuubi`ego.Szczęście się do mnie uśmiechnęło.” Uszy malca radośnie ruszały się, okazując jak bardzo jest szczęśliwy. Jego białe kimono, z niebieskimi płomieniami przy brzegach materiału, które sięgało do kolan, przy każdym podskoku rozwiewało się, ukazując drobne uda Kitsune.
Samopowiewająca pelerynka na baterie słoneczne?



Drobne uda Naruto...
*przetwarza ilość pedofilizmu w tym zdaniu*
Bleee....
 Chłopiec przystanął. Odwrócił się lustrując całą okolicę, intensywnie lazurowymi oczami. Z jakiegoś dziwnego powodu czuł,że w pobliżu znajduje się zagrożenie. Położył po sobie uszy, zmrużył oczy, i cicho zaczął warczeć, spoglądając w stronę krzaków, gdzie ukrywał się obcy.
Zjedz go! Zjedz go! *zaczyna dopingować, już definitywnie pogodzona z faktem, że każdy z tych boChaterów to tylko uzurpator z tym samym imieniem*
            Wystarczy łułamek sekundy, aby na nowo ukryć swoją czakrę, po ocknięciu się z szoku, jaki wywołał mały Kitsune. „ Jak ktoś może mieć tak intensywnie niebieskie oczy –zastanawiał się mężczyzna – samo niebo mu tej barwy pozazdrościć. Włosy mają barwę czystego złota, które jaśnieją jasnym blaskiem, przyćmiewając piękno słońca. Na policzkach ma po trzy małe blizny, które wyglądają jak kocie wąsy.Karnacja chłopca o odcieniu złotego brązu przyciąga wzrok, i jestem pewny, że jest jedwabista w dotyku. Aż mam ochotę jej dotknąć…zanurzyć dłonie w tych pięknych złotych lokach…”
 Zdajesz sobie sprawę że mówisz o kilkuletnim chłopcu, prawda?
  Czyli może jednak nie przez demony ludzie bali się chodzić do tego lasu...
Pedofilia Yay!
Ja rozumiem, aŁtoreczko, że twoim celem było, żebyśmy po tym opisie  zaczęli rozpływać się nad wdziękami "Naruto", ale mnie to się bardziej robi niedobrze... 
Poza tym, to da się w ogóle dotykać karnacji? *próbuje ogarnąć*
Nie próbuj... 
Nadal obserwując, na powrót radosnego chłopca, zaczął zbliżać się do niego.
Kitsune nie świadomy niebezpieczeństwa, nadal bawił się skakając za ropuchą(może jeszcze patatatając za jednorożcem?) . Nie zauważył wystającej gałęzi, i przy kolejnym skoku, zahaczył o nią nogą, przewracając się na ziemię. Mały demonek zaczął płakać, podnosząc się do pozycji siedzącej. Miał zranione kolana i jeden, prawy łokieć. Krew powoli sączyła się z powstałych ran, brudząc kimono Kitsune.
Co on? Ma potłuczone szkło się przewrócił?
Nie, na aŁtoreczkę. 
„ To jest moja szansa – pomyślał mężczyzna – i mam zamiar z niej skorzystać”.
Rozejrzał się szybko, sprawdzając czy nie ma w pobliżu Kyuubi`ego.Nie było.
Tak stary, teraz możesz go zgwałcić.
ROBERCIE!!! *przerażona*
Ok. Znaczy się, że mały szukał ojca bóg wie ile czasu, zaglądając nawet w najmniejszą dziurkę, a facetowi starczyło spojrzeć na okolicę? Ma oczy na podczerwień czy co?
 Słysząc szmer liści, mały Kitsune podniósł głowę, spoglądając w złote wężowe oczy.
- Nie bój się mnie… – powiedział mężczyzna, widząc jak mały zaczyna się cofać, kładąc po sobie uszy, groźnie mrużąc oczy, które stały się czerwone i wydając głębokie pomruki niezadowolenia w jego stronę. Blizny na jego policzkach pogłębiły się.
- …Grrrr – warczał mały, ukazując ostre kły.
-Grrr...- dołączyła do niego Kot.
-Grrr...- zawtórowała im cała armia postaci będących w posiadaniu sklepiku "Ostatnie Tchnienie".
(Reklama) 
- Nie bój się, jestem Orochimaru –
 A to spoko, już się nie boje...
Właśnie! Dobrze, że to Orochimaru, a nie jakaś... pozytywna postać...
 
 
sięgnął ręką do maski,ściągając ją z twarzy. Oczom małego demona ukazały się ostre kły. Kitsune,rozluźnił się, a jego twarz złagodniała pod wpływem uśmiechu.
 Standardowa reakcja na faceta z kłami w paszczy... No co? Nie każdy czterolatek tak reaguje? *zdziwiona*
 Lazurowe oczy uważnie studiowały długowłosego przybysza, po chwili zapytał cicho.
- Czy… czy jesteś…mo…moim…wujkiem … Yamata no Orochi –spojrzał na niego swoimi uszami czekając na odpowiedź.
Tak, tak... WÓJKIEM...

Robercie przestań, przerażasz mnie...
Od kiedy Naruto się jąka?... A no tak. Ja dalej naiwnie szukam kanoniczności...
- Dlaczego tak uważasz?
- Jesteś … wyglądasz zupełnie jak on.
- nie… nie jestem – odpowiedział – ale jestem jednym z jego potomków – dodał, widząc zawód na twarzy małego lisa.
-No j-jak t-t-t-to...?- wyjąkał z rozpaczą mały lisek, najwyraźniej tracąc okazję bycia zjedzonym przez największego wroga swojego ojca.
- Jestem jednym z trzech legendarnych Sannin`ów z KonohaGakure. To jak, pozwolisz sobie pomóc?
            Mały Kitsune przytaknął, pozwalając wziąć się na ręce mężczyźnie.
Pomóc? A w czym? *Kot i Kapelusznik, w których właśnie obudził się siostrzany instynkt, podchodzą do nie-Naruto i wyrywają go z łapsk Orocza* No co? W końcu wygląda jak Naruto! Nie pozwolę mu nic zrobić pedofilu! *warczy gniewnie* 
*osłania odwrót Kota razem z naprędce utworzoną drużyną ANBU* 
A co z resztą opowiadania? 
Hmmm... *ożywia lisią kukiełkę* Macie. Bawcie się...
Ej, weź... Bo potraktują to zbyt dosłownie.
- Dokąd mnie zabierasz Orochimaru-san – zapytał widząc, że oddalają się od miejsca jego zabaw.
- Idziemy do mojej wioski, gdzie medycy się tobą zajmą –spojrzał na chłopca spoczywającego w jego ramionach. „ A potem wykorzystam cię do schwytania twojego ojca”.
- Nie trzeba – powiedział, próbując wyrywając się z uścisku mężczyzny – ja … nie musisz … moje rany szybko się goją. Widzisz – wskazał małym paluszkiem na swoje kolana – już prawie nic nie ma.
 Hehe... Wskazywanie małym paluszkiem- nowy rodzaj objawienia. *wręcza Gekonowi Nobla za rysunek*
Może mu zabrali resztę paluszków...
Albo zgubił je pod kamieniem.
- Nie chcesz zwiedzić mojej wioski, gdzie mieszkam? Na pewno jesteś samotny tutaj, sam, bez żadnych rówieśników. W Konoha spotkasz dużo dzieci, z którymi będziesz mógł się pobawić.
- Ale… ja nie mogę…tak sam…
- Ja jestem z tobą.
*oddycha z ulgą, że jednak zabrała to biedne dziecko* 
*chowa Naruto do sejfu*
 Naruto Memes: Pedophile Orochimaru by Poketoad
- Ale ofusan będzie na mnie zły, że się oddaliłem bez jego wiedzy.
Nie przejmuj się, jego też możemy zgwałcić...
ROBERCIE WYSTARCZY TEGO!!!
*wyrzuca brata z analizatorni*
...
No co, niech trochę ochłonie... 
*wymierza Robertowi mocnego prawego sierpowego*
- Nie martw się, jestem pewny, że twój tata przyjdzie za tobą do wioski.
Kitsune popatrzył na niego z nadzieją. Bardzo chciał poznać inne dzieci i bawić się z nimi. Jego ogony zaczęły radośnie poruszać się, do przodu i do tyłu, za każdym razem pocierając biodra Orochimaru.
 Eh...
Nie musiałaś o tym wspominać... 
*wyjmuje z szafki papierową torbę*
*po chwili namysłu wyjmuje jeszcze dziesięć*
 Sannin zaczynał czuć się zagrożony, przebywanie w pobliżu małego demona, zaczynało mieć dziwny wpływ na jego ciało. Radośnie poruszające się uszy malca, wielkie niebieskie oczy, szeroki uśmiech na twarzy, mocno zaciśnięta, mała piąstka na jego kamizelce, to wszystko sprawiało, że miał ochotę się na niego rzucić. „Orochimaru, co z tobą – zapytał sam siebie – jak możesz tak myśleć o małym dziecku, to jest chore.
 Dokładnie! Chore- jak całe to opowiadanie!
Człowieku powinieneś się leczyć...


 A od kiedy to ja mam jakieś skrupuły? Ha ha ha, to by było coś nowego – kontynuował debatę sam ze sobą – ale… poczekam parę lat, aż dorośnie do odpowiedniego wieku, a w tedy…”...ygh...
- Na pewno ofusan nie będzie zły? – zapytał, wyrywając Sannina z rozmyślań – Daleko jeszcze?
- Jestem pewny, że twój ofusan zjawi się w wiosce – na jego ustach pojawił się okrutny uśmieszek – już jesteśmy na miejscu. Widzisz tę bramę – wskazał na wielką bramę z symbolem liścia, i ze strażą po bokach
 Po bokach tego liścia? Ta cała "Straża" to nowy rodzaj kolumn?
 –przechodząc tą bramę, będziemy już w wiosce.
- Yey…- ucieszył się malec, kładąc głowę na ramieniu Sannina, zasypiając natychmiast.
Bohaterowie blogasków zasypiają jeszcze szybciej niż koty. Na serio! Jeszcze nie dotkną głową poduszki a tu już: Mode off. Ja to zwykle najpierw muszę się wygodnie położyć...
Może oni wszyscy mają na plecach taki mały pstryczek: On-Off 
 Nasz mały kyuubi musiał być naprawdę wysokim czterolatkiem skoro był zdolny położyć głowę na ramieniu dorosłego człowieka
Albo zrobił tak:
 

***

- Oniichan dokąd idziemy? – zapytał z ciekawością sześcioletni,czarnowłosy chłopiec.
- Już raz ci powiedziałem, Sasu-chan, idziemy do Hokage. –spokojnie odpowiedział starszy chłopak, z czułością spoglądając na młodszego brata.
*patrzy podejrzliwie* Kolejny pedofil?
- I nie… nie wiem po co. Dowiemy się na miejscu. A teraz chodź bo się spóźnimy.
- Tak!- radośnie zawołał chłopiec, łapiąc swojego brata za ramie(tak szybko rosną :') ), ciągnąc go aby się pośpieszył.
- Ha Ha… spokojnie Sasu-chan, zdążymy nie potrzebny, aż taki pośpiech. Zwolnij mały.
- Hayaku! Itachi-chan – ciągnął coraz mocniej brata.
- Hai! Hai! – przytaknął Itachi, pozwalając się ciągnąć Sasuke.
Tak!!! Itachi! Jesteśmy uratowane! *płacze z ulgi* 
 https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/c1/73/d0/c173d04a22f9266ca4cf4f27f3cc6ef8.jpg
Nie oszukuj się kochana. To tylko marny uzurpator... Ale może na nie-Orochimaru wystarczy... 
*pełna nadziei*

***

Sandaime siedział spokojnie w biurze, oczekując przybycia Orochimaru. Kolejny raz czytał wiadomość od niego:
                       
„ O zmierzchu zjawię się z małym gościem,jest to czteroletni chłopiec, a raczej demon. Mały Kitsune, syn Kyuubi noYoukou, bardzo cieszy się na myśl o nowych przyjaciołach, więc proszę o pojawienie się w Wieży Hokage, rodzeństwa Uchiha. Sądzę, że jest to najlepszy wybór na towarzyszy zabaw małego. W końcu mamy tu do czynienia z księciem demonów.

Orochimaru”.

- Orochimaru, co ty kombinujesz? Jakie są twoje plany?
-Mam zamiar ubrać go w zmysłową czerwień i wziąć tu i teraz, a rodzeństwo uchiha może mu towarzyszyć.- odpowiedział spokojnie Sannin, oblizując usta.
Mój boru! Leo?! Miało cię nie być...
Tia... Leo jest wszędzie.
Tak w ogóle, to trzeciego naprawdę wcale nie ruszyło to że ten psychol sprowadza małego demona do wioski? Serio ludzie to jak zabierać niedzwiedzicy młode z legowiska!
Not great idea.
Robert, spadaj. Nadal masz szlaban. 
 Sandaime oparł zmęczone dłonie na blacie, cierpliwie czekając na przybycie chłopców Uchiha.
- Powinni już tu być…
- Proszę – odpowiedział słysząc pukanie do drzwi.
- Hokage-sama, chłopcy już tu są. – poinformował średniego wzrostu mężczyzna z blizną na nosie.
- Dziękuję Iruka-san, poproś chłopców.
-I-Iruka?!- rzuca się z płaczem na mężczyznę.- Ciebie też tu zamknęli?
- Hai – ukłonił się ze smutkiem przytulając Kapelusznik i Kota - wiem że jest wam ciężko ale przetrwamy to razem!
 
  wychodząc, aby po chwili wprowadzić potomków klanu Uchiha. Zamknął za sobą drzwi, pozostawiając skołowanych chłopców na środku pomieszczenia. Sasuke mocno trzymał się spodni brata, bojąc się Hokage.
 Yhm... yhm... której części tych spodni dokładnie? *dalej szuka oznak pedofilizmu, by w razie czego interweniować*
Nie no, daj spokój, to przecież Sasuke i Itachi, aŁtorka by przecież nie...
...
Dobra, teraz ja też się boje. 
Był tutaj pierwszy raz, ale wiedział, że nie ostatni.
- Hokage-sama… – zaczął Itachi – w czym możemy pomóc?
- Witajcie, usiądźcie pierwsze – chłopcy, dziękując kiwnęli głowami, czekając na słowa Hokage.
- Mam dla was … – Sandaime zastanawiał się jak dobrać słowa,aby nie urazić uczuć dumnego Uchiha – specjalną misję.
- Co to jest za misja, która wymaga udziału Sasu-chan?
- Za – spojrzał na zewnątrz, widząc że już zaczyna zmierzchać dodał – parę chwil zjawi się tu Orochimaru-san z bardzo specjalnym gościem. Chcę abyście, dobrze się nim zajęli. Od tego może zależeć… przyszłość naszej pięknej wioski.
Chłopcy popatrzeli po sobie, nic nie rozumiejąc. Mają kogoś niańczyć? Co to ma być za misja? Ich zdziwienie było tak wyraźne, że Sandaime uśmiechnął się pod nosem.
Po czym nawiedził go duch Orochimaru i wybuchnął szatańskim śmiechem.

***

- Naruto! Naruto! Gdzie jesteś, to nie jest już zabawne –wołała po lesie wysoka postać o blond włosach, krwisto czerwonych oczach, które błyszczały chęcią mordu.
 Gaude Matter Polonia. 
AŁtoreczka zmiksowała Minato z Kyubim.
Jego dziewięć ogonów gniewnie poruszało się, powodując zniszczenie wokoło.
 To były ogony, czy śmigła odrzutowca?
 Nie zwracał na nic uwagi, jedyne co się liczyło w tej chwili, to zaginięcie jego ukochanego, jedynego synka. W powietrzu unosił się zapach jego krwi, jak również zapach potomka jego największego wroga,Orochimaru! Jak on śmiał dotknąć jego synka, jakim prawem!
Spoko, spoko! *zakrzyknęła wojowniczo Kot* Twój syn tylko się wypierdzielił, jak ta ostatnia fajtłapa, ale nie pozwoliłam go tknąć temu pedofilowi! *dumna z siebie*
Aniołku, jaka była umowa? *patrzy na siostrę z pode łba* Nie wchodzimy w interakcje z boChaterami opek, chyba, że grozi to przemocą seksualną wobec dzieci.
Hai...Hai... *siada z powrotem przed komputerem, ze spuszczoną głową*
Dobrze wiedział czego chce Sannin, chciał władzy, jak jego protoplast. Ale jej  nie dostanie,posunął się za daleko o jeden krok. Ten piękny sierpniowy dzień, źle się dla niego skończy.
- Dzisiaj KonohaGakure… – ryknął na cały głos, sprawiając że cały Chi no shinrin, zadrżał w posadach, a zwierzęta w nim mieszkające pochowały się, bojąc się swojego władcy – … przestanie istnieć!!! Dziś nazwa mojego lasu, Chi no shinrin, nie będzie już tylko symbolem. Dziś będzie to prawdziwy krwawy las!!!
Ale ty masz zamiar ich wybić w wiosce, nie w lesie. Co on będzie zaciągał ich trupy i wieszał jak bombki na drzewach?  
*wyobraża to sobie, a na jej ustach pojawia się niepokojący uśmiech* Jak nie zapomni o aŁtoreczce, to ja się zgadzam.


***

            W obłoku dymu, w Wieży Hokage, zjawił się Orochimaru.
Wszyscy obecni zaniemówili. Nie tego się spodziewali. W ramionach Sannin`a spał mały Kitsune. Drobna piąstka demona była mocno zaciśnięta na jego kamizelce, drugą rączką obejmował dwa, z dziewięciu ogonów,jakie posiadał. Długie rzęsy rzucały cień na policzki, uszy delikatnie się poruszały, jego złote włosy w nie ładzie opadały na zamknięte oczy, pięknie kontrastując z opaloną skórą, uroku dodatkowo dodawały zarumienione policzki,oraz lekko rozchylone, czerwone usta.
 Orochimaru zrobił z niego transwestytę czy jak?!
*ociera łzy wzruszenia*
Ooo... Jaki on uroczy.
...
ZŁY KAPELUSZNIK!!! ZŁY!!! OGARNIJ SIĘ KOBIETO!!!

Nie marudźcie. Dobra nasza. Jeszcze się nie zorientowali, że to kukiełka!
- Orochimaru… mam nadzieję, że Kyuubi o tym wie – zaczął Sandaime, przerwał widząc zimny, i okrutny półuśmieszek, który zaczął się kształtować na jego ustach.
 Też bym się zdziwiła jak by jakieś pół-wójwieco zaczęło mi się na ustach kształtować ( i to wbrew mojej woli!)
Może to po prostu opryszczka? *ziewa znudzony*
Itachi stał jak zahipnotyzowany, nie mógł oderwać od małego Kitsune oczu. „ Jak taka piękna istota może istnieć? Niewinność, aż od niej promieniuje. Odwrócił głowę spoglądając na swojego braciszka, który stał, tak samo jak on i wpatrywał się w niego. Nagle krzyknął, budząc małego ze spokojnego snu.
 O kurka!!! Sasuke chyba zorientował się że znajduje się w blogasku!
Co teraz zrobimy?
 Szybkie wykasowanie pamięci? To może mu zniszczyć życie! 
 Zaczął się rozglądać, zaciekawiony nowym miejscem. Spojrzał na chłopców, z których jeden krzyczał głośno. Był on nieco wyższy, niż on sam.Miał krótkie, kruczoczarne włosy, onyksowe oczy i mleczno białą skórę.
 Kruczoczarne, onyksowe i mleczne - bo nie można przecież powiedzieć że coś jest białe, jasne albo czarne.
Jak ty nic nie rozumiesz! AŁtoreczka przedstawia nam tu kinder pingui!
 Drugi z chłopców, który próbował coś wyjaśnić, najwyraźniej swojemu bratu, był wysoki,ubrany podobnie jak Orochimaru-san. Jego długie, czarne włosy miał związane z tyłu na szyi czerwoną wstążką, a jego oczy błyszczały dziwnym blaskiem.
Dlaczego wyobraziłam sobie że Itachi ma kucyka z kokardką? 
Nie. On ma kucysia z kokardunią *poprawia jak zawsze "trzeźwa" na umyśle*
 
- Oniichan, ja go chcę do domu! Ja chcę to zwierzątko, tego liska!! Proszę, będę o niego dbał. Będę z nim wychodził na pole, mamy duży ogród...
Ooo... ^.^
- Sasu-chan… – próbował bratu przerwać Itachi.
- Proszę! Będę go czesał, mył, i będę go mocno kochał! –spojrzał na brata błagalnie.- Codziennie wieczorem i czasem rano! Jak chcesz, to będziesz mógł też...- dodał widząc brak reakcji brata. 
- Sasuke – Itachi uklęknął przed bratem, kładąc mu ręce na ramionach – nie możesz. To nie jest zabawka, czy zwierzątko, jak ci się najwyraźniej wydaje, to jest żywa istota. Tak samo jak ty, czy ja. Rozumiesz? –zapytał patrząc mu głęboko w oczy.
 Czyli zwierzęta nie są istotami żywymi?! Całe życie w kłamstwie...
Wrrrr...*kradnie słonia z zoo i idzie pokazać aŁtoreczce jak bardzo jest on nieczuły na to po czym depcze*
- Rozumie –szepnął spuszczając głowę w zawodzie – ale…
-… – mały blondynek wysunął się z ramion Sannin`a, podszedł do chłopców, chwytając rękę młodszego w swoje małe rączki, powiedział.
- Możemy zostać przyjaciółmi, jeśli chcesz.
- Naprawdę?! – uradował się czarnowłosy – jestem Sasuke, ale mów mi Sasu-chan.
- Ja jestem Naruto Uzumaki.
 Czyli to znaczy, że Kurama też ma na nazwisko Uzumaki?! Ale jeśli Kushina była z klanu Uzumaki, a Minato miał na nazwisko Namikaze, to czy to nie znaczy, że tak naprawdę Kushina była żoną Kuramy, a później zdradzała kyuubiego z Minato, a Minato myślał, że Naruto jest jego synem podczas, gdy tak naprawdę był on synem Kuramy?!?!
Czyli potwierdza się moja teoria o miksowaniu postaci.
*dumna*
Eee... Zagmatwane, zagmatwane... Nie próbujcie zrozumieć bo mózg wam nosem wypłynie. *wali głową w ścianę*
 
- Naru-chan! – krzyknął radośnie Sasuke.
- To jest mój oniichan – powiedział wskazując na Itachi`ego– Itachi.
- A to jest mój oniichan - powiedziala znudzona Lu wskazujac na związanego i zakneblowanego Roberta.
Naruto nieśmiało popatrzył na starszego chłopca, uśmiechnął się, widząc jak wyciąga do niego rękę. Kitsune rzucił się na niego mocno go obejmując, Itachi wstał trzymając demonka w ramionach.
- Czy mogę … mogę nazywać cię … Tachi-chan? – zapytał nieśmiało Naruto.
Nie.
- Oczywiście, że tak.
Shit...
Zgłaszam reklamacje Itachiego.
Naruto zaczął wtulać się w jego szyję, głęboko wdychając jego zapach, napawając się nim. Nagle poczuł niesamowitą chęć, aby ugryźć go.
Eee... Wtf?
Emnghtfijmb.! *bełkot*
Nie Robercie nadal nie masz prawa glosu.
Sasuke patrzył na nich z zazdrością.
- Tachi-chan…
- Tak?
- Czy ja mogę … ja wiem, że to jest głupie… ale…ale –położył uszy po sobie, a jego ogony zaczęły się gwałtownie poruszać, całkowicie zasłaniając widok innym. Sasuke zaczął się denerwować. Dlaczego jego brat, trzymie(polska język trudne mowa być) Naru-chan w ramionach, a on nie może.
Dobra. Skoro on tak reaguje, to ja nie wiem co się dzieje u nich w domu. *zabiera Sasuke i ożywia kolejną kukiełkę* Nie będzie gwałcenia dzieci na mojej warcie!
Naruto przybliżył się do ucha starszego, szeptając swoją prośbę.
- Tachi-chan… czy mogę cię ugryźć?
0.0 Ja dobrze przeczytałam?
-Nie, do puki nie nauczysz się poprawnie odmieniać słowa "szepcze"!
- Naru-chan, czy ty wiesz o co mnie prosisz?
- … – Naruto pokręcił gwałtownie głową, powodując że jego włosy zakołysały się wokół jego ślicznej główki.
*rzyga*
- Watashi-no chiisai Kitsune…
- Wybierz takie miejsce, żeby go nie było widać.
- Dobrze – uradował się Naru-chan. Odsunął koszulkę ukazując kość obojczykową, pochylił się liżąc delikatnie to miejsce i wgryzł się w nie. Itachi syknął cicho, po chwili rozluźniając się, pozwalając fali przyjemności aby go zalała. Naruto zlizał spływającą krew, i uśmiechnął się słodko. Szepnął.
- Teraz jestem spokojny. Domo arigato gozaimasu!
Obiad podano... *wyłącza mózg*
 Jak chorym trzeba być człowiekiem, żeby pisać coś takiego?!!
Do tego to trzeba być aŁtoreczką... *chwila grozy* Ten blogasek ma zły wpływ nawet na moją kukiełkę!
Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk wyrażający wściekłość,zdradę i rozpacz.
Jak krzyk może wyrażać zdradę?
Jak krzyk może wyrażać trzy rzeczy jednocześnie?
- Ofusan! – krzyknął szczęśliwy chłopiec, nadal w ramionach Itachi`ego, jego ogony opadły odsłaniając ich znowu.
- Orochimaru, coś ty uczynił! – krzyknął Hokage, widząc zniszczeni jakie dokonywał w wiosce Kyuubi w postaci gigantycznego lisa. –doprowadziłeś do zagłady naszej wioski, jednym czynem.
- Taki też miałem zamiar – odparł spokojnie Sannin,spoglądając na małego lisa.
No cuż mistrzu Sarutobi... *powstrzymuje śmiech* Może trzeba było się wcześniej spostrzec że twój pupilek to psychol.


- A teraz jeszcze przejmę potęgę Kyuubi, i już mnie, nic ani nikt nie powstrzyma.
Powiedział i wybuchną szatańskim śmiechem niczym doktor Dunderstych.
Zniknął za obłokiem dymu, aby pojawić się przy demonie.
Kyuubi zaczynał się dziwnie czuć, nie wiedział co się dzieje. Był tak pochłonięty poszukiwaniami Naruto, że nie zauważył jak Orochimaru się zakradł, wykonując liczne skomplikowane znaki. I w końcu do niego dotarło, co wężowo-oki chciał uczynić. Chciał go zapieczętować zakazaną techniką w swoim ciele, aby przejąć jego moc. Nie mógł do tego dopuścić.Pozostała mu tylko jedna rzecz do zrobienia.
 Od kiedy techniki pieczętujące są zakazane?
- Naruto! – krzyknął Kyuubi – pokaż się synku!
Blond czupryna wychyliła się z Wieży Hokage.
Nie mogłeś tak odrazu zrobić ty dziewięcio-ogonisty durniu?! (Z całym szacunkiem do prawdziwych Minato i Kuramy).

- Żegnaj synku – szepnął. Z chwilą gdy poczuł jak jego siła jest z niego wysysana, Kyuubi wykorzystał ten moment i wszedł do ciała swojego syna.
 Ja rozumiem mieszkańców wioski: w końcu widzą Naruto po raz pierwszy, ale jego własny ojciec? Serio nie zauważył, że to drewniana kukła?!?
 Został zapieczętowany. Pozostawiając po sobie chaos i zniszczenie. Orochimaru zawył z bezsilności. Po raz  kolejny nie udało mu się schwytać jego mocy. „ Cwany lis – myślał Sennin, oddalając sięz Konohy – wybrał swojego syna, aby się w nim ukryć. Ale to jeszcze nie koniec.Jak tylko odzyskam siły, wrócę i dokończę to co dziś zacząłem”.
Akt gwałtu na kanonie?
  
Słownik:
Czyli właśnie to, co aŁtoreczka powinna wziąć do ręki, zanim napisała to opowiadanie.
Nie moja droga, ty masz na myśli mózg.

  • Watashi-no chiisai Kitsune – mój mały lis
  • Chi no shinrin – krwawy las
  • Ofusan – tatuś
  • Kitsune – lis
  • Oniichan – starszy brat
  • Hai – tak
  • Hayaku – szybko
  • Domo arigato gozaimasu – dziękuję bardzo
Na zakończenie tego jakże pięknego i pouczającego tForu mam dla was pakiet ANTYSTRESOWY. Nam się bardzo przydał... 

+ Orochimarowy bonus od Kapelusznika: