. wspierane przez
.
Z: Hoł hoł hoł... Witajcie dzieciaczki! Kto chce usiąść na kolankach u starego Mikołaja?
Z:*zdejmuje sztuczną brodę* No dobra.... *patrzy zdezorientowana na zdyszaną Olgę, która właśnie wpadła przez uchylone drzwi w stroju elfa, trzymając w ręku świecącą piłeczkę*
(R: Oddawaj mój nos, ty ograniczony umysłowo gumochłonie od siedmiu boleści!!! *biegnie za siostrą z toporem w przebraniu rudolfa*)
O: Nigdy ci jej nie oddam ty podły, fenicki, skumpapralny, mierzwodajny, strychnej maci, durny złodzieju toporów!!! Za Camelot!!! *biegnie dalej*
(S: O boże... No trudno. Zapraszam na opowiadanie o alienie o majestatycznym i absolutnie dziewczęcym imieniu: "ZapalenieSpojówek", który nie oglądał, albo zignorował filmik o pokazywaniu kotków w piwnicy... To tyle!
No
więc tak… niewiem, co mnie podkusiło żeby znów zacząć pisać bloga w tym
temacie.
Nu pewno jaki diabeł...
*kiwa smutno głową*
Z tej całej zadumy zrobiłaś się pewnie głodna, i stąd ten brak spacji...
Tzn. wiem i pewnie gdyby nie Perła to nic by z tego nie było,
bo podobno przyjaciołom się nie odmawia.
...
Mogę cie zabić?
Nie jesteście przyjaciółmi...
Jak już zauważyliście duużo
rzeczy się zmieniło: adres, skórka?, nagłówek (nie za ładny i
nieprofesjonalny, bo wykonany przeze mnie i w Paint’cie), avatar,
podpis, zdjęcie głównej bohaterki (teraz mi się wydaje, że jest bardziej
podobna do Sasuke), a nawet jej imię!
Dla zachowania zdrowych zmysłów czytelników, tak fascynujące i niezbędne fakty powinny być zapisane w punktach.
Czemu akurat Eyen? Hm… tak jej
imię brzmiało w orginale, że tak to ujmę xD. W fabule praktycznie nic
się nie zmienia, ale notki będą już inaczej napisane. Nabrałam chyba
nieco wprawy w pisaniu i mam nadzieję, że będą lepsze. No to chyba na
tyle z takiego wstępu. Każdy komentarz na każdym blogu będę podpisywała
„Meno”. Oczywiście nikogo nie zmuszam do czytania tego samego. Za
wszelkie problemy związane ze zmianą adresu, podpisu czy czego tam
jeszcze gomenasai.
W wielkim skrócie ałtorka informuje, że zmieniło się WSZYSTKO i przeprasza no... za WSZYSTKO...
***
Z dedykacją dla tych wszystkich, którym spodobała się opowieść o siostrze bliźniaczce Sasuke.
A gdzie dedyk dla mnie?
Albo jakaś pieśń pochwalna na cześć kisielku?! Jak dla mnie każda "nocia" powinna się tak zaczynać...
Rozdział 1 – „To bliźniaki!”
Niesamowite!
W Konoha, mieście,
gdzie nikogo nie dziwi, że po ulicach chodzą ludzie używający dziwnych
technik, które można przydzielić jedynie wojownikom ninja,
Albo czarodziejom!
Hmm... A to nie przypadkiem dla tego, że Konoha to wioska ninja, a wszyscy ci ludzie na prawdę nimi są??? Ale co ja tam wiem...
A może dżutsu seksapilu tak na wszystkich wpłynęło że po prostu nic ich już nie rusza.
zaczyna się
opowieść o niezwykłym uczuciu, przyjaźni, poświęceniu, przeznaczeniu i
zemście. Zagłębmy się w niej…
Oł gasz...
Poczekaj. Skocze po mój skafander:
Przyniosłam... O ten ci chodziło???
***
W
Wiosce Liścia żyło wiele klanów, jednak były tam dwa,
Wiem, że tam dalej jest jeszcze rozwinięcie tego zdania, ale ten fragment i tak mnie rozwalił...
posiadające
niezwykłe Kekkei Genkai. Jeden z nich to klan Hyuuga, posiadający
Byakugana, a drugi to klan Uchiha, mający w oczach Sharingana.
Ten Sharingan siedział w ich gałkach ocznych i od czasu do czasu z nudów rozbijał się o ścianki swojego więzienia, niektórych posiadaczy doprowadzając do szaleństwa.
To
właśnie do tego drugiego klanu należy nasza bohaterka…
Pozwólcie że zinterpretuje ten trzy kropek w ten spósob:
Dum dum dum duuum...
***
-
Tatusiu, co się stało mamusi? – zapytał ciekawie czteroletni chłopczyk o
czarnych włosach i bladej twarzy.
-Nie pytaj, tylko pompuj dalej!- odpowiedział z dumą patrząc na napompowaną, niczym żaby w Shreku żonę. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że był to mężczyzna o dziwnych fetyszach...
Patrzył na matkę, która stała w
kałuży jakiegoś płynu i mocno trzymała się za brzuch krzycząc coś o
szpitalu.
Zaraz... To w świecie Naruto było coś takiego jak "szpital". W WIOSCE?!
*sprawdza w internecie*
A to skubance...
Zwracam honor!
Posikała się! Ale... Nietrzymanie moczu, to jeszcze nie powud by jechac do szpitala!
-
Itachi, zostań w domu! Muszę szybko zawieść mamę do szpitala! Obiecuję
ci, że niedługo wrócimy! – krzyknął do syna mężczyzna bardzo do niego
podobny. Itachi stał zdziwiony i patrzył jak jego rodzice znikają za
drzwiami.
*klaszcze* Tak! Zostawcie czterolatka samego w domu i to z powodu nietrzymania moczu! Gratki dla rodziców!
A potem się dziwią jak znajdują dom zdemolowany...
I wybitych sąsiadów...
***
- Jeszcze trochę! Uchiha–sama, proszę wytrzymać! – wołała ubrana na biało pielęgniarka, która razem z lekarzem odbierała poród.
Hmmm... A to nie położna odbiera poród? Ok... Czytamy dalej...
Może położna postanowiła zająć się zapomnianym Itachim...
I to sie nazywa prosze panstwa postawa obywatelska!!!
-
Ale… ja już… nie mogę!!! KonstantYnopolitAńczykowianeczka!!! – wydarła się czarnowłosa kobieta o
bladej twarzy i dużych ciemnych oczach.
W jej sytuacji napisała bym raczej "wytrzeszczonych oczach".
Jej ból był nie do zniesienia i
za wszelką cenę starała się nie o nim nie myśleć, ale miała zbyt słabą
wolę.
To ma bidulka przesrane
Ja bym się raczej martwiła o dziecko...
-
Jeszcze trochę, już widać główkę! – krzyczała pielęgniarka o ogniście
rudych włosach.
Tak. W tym momencie kluczowym elementem jest kolor włosów pielęgniarki. Toż to priorytet!!!
No a powiem ci ze jak odbieraliśmy poród naszego dziecka to krzyczałeś coś w stylu:
"Uratuj mnie mój rudowłosy aniele!!!".
*rzyga*
Chciałam ci skarbie przypomnieć, że ciebie przy tym porodzie NIE BYŁO!!!
Kobieta zaczęła przeć jeszcze mocniej, by tylko poród
dobiegł końca. Po sali porodowej rozniósł się krzyk, a potem dziecięcy
płacz.– Udało się! Uchiha–sama, to chłopiec!
Kolejny śliczny chłopczyk! –
czarnowłosa oddychała głęboko, była pewna, że to już koniec i nie była
przygotowana na niespodziankę
Nagle alien, który od jakiegoś roku wyżerał jej wnętrzności postanowił wyjść, pooddychać świeżym powietrzem. Taki suprise!
daną jej przez los. – Ale zaraz… widać
główkę jeszcze jednego… jeszcze jedno dziecko!
Nie! To ten alien...
Ewentualne to tylko sama głowa.
Uuu... Crepy.
– krzyknęła pielęgniarka,
a Yuri nie mogła w to uwierzyć. Bliźniaki! – pomyślała z radością.
Modliła się by drugim dzieckiem była dziewczynka. Tak bardzo pragnęła
wychować małą Uchihę. Znów wrzask i kilka pocieszeń i próśb. Po ciężkich
dziesięciu minutach na świat przyszło kolejne dziecko.
Coś czuję, że nikt mnie tu nie słucha... Zabić to, zanim złoży jaja!!!
Ach kocie... Nie możesz oczekiwać ze ludzie będą zabijać wszystkie żywe istoty za każdym razem jak będziesz krzyczała "zabić to zanim złoży jaja!!!" Takie zachowanie doprowadziło by do wybicia polowy ludzkości!!!
Nie lubię ludzi... *nadyma policzki niczym dwuletnie dziecko*
Wiemy aniołku, wiemy... *głaszcze siostrę po głowie*
-
To dziewczynka! – krzyknęła podniecona pielęgniarka. Yuri głośno
oddychając nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Jednak nie trwało
długo, bo gdy tylko noworodek wyszedł z brzucha rodzicielki, dziewczynkę
otoczyło dziwne błękitne światło, które w nią wsiąkło. Matka bliźniąt
poczuła trwogę i przerażenie.
A mówiłam...
...
No dobra. Tym razem przyznaje ci racje.
Chciała wierzyć, że tylko jej się
przewidziało ze zmęczenia i nie dopuszczała do siebie dziwnej miny
pielęgniarki.
Ta mina jednak nie dawała jej spokoju i trzech funkcjonariuszy musiało wyprowadzać ją za drzwi.
Mimo ich interwencji mina pozostała zawieszona w powietrzu i będzie tam wisiała po wsze czasy.
Dum dum dum duum...
Z jej oczu popłynęły łzy radości, gdy tuliła do siebie dwa
małe zawiniątka, jedno owinięte w niebieski fosforyzujący, a drugie w różowy kocyk.
Do sali wpadł mąż Yuri, rozglądając się wokoło i szukając żony. Kiedy ją
dostrzegł również wyglądał na szczęśliwego z potomka. Nie wiedział, że
klan Uchiha został obdarowany bliźniaczkami.
I w cale nie zwrócił uwagi na DWA zawiniątka w ramionach żony! Kto by się czymś takim przejmował!
Chwilunia momęcik. Gdzie on był jak mu żona rodziła dwa ponure szkraby?
Podrywać pielęgniarki w TAKIM momęcie... Wstydził byś się stary...
I kto to mówi...
- Yuri!… – krzyknął i chciał coś jeszcze dodać, ale żona przerwała mu ruchem ręki
Jak ona ruszyła ręką, jednocześnie trzymając dwójkę dzieci?
Może po prostu ma trzecią rękę.
Może...
i z matczyną troską w głosie rzekła:
- Cii. One przed chwilą zasnęły. Niech pośpią. – na twarzy mężczyzny wykwitło zdumienie.
I kwitło i kwitło, a potem przekwitło i znowu zaczęło pączkować...
- One? Chyba nie mówisz, że to…
-Tak! Jedyny normalny! Ogarnął, że...
Po wprowadzeniu małych poprawek:
-
Tak! To bliźniaki, Sakimoto! Chłopiec i aliendziewczynka. – po minie męża
dostrzegła, że nie może w to uwierzyć, ale, że także cieszy się z ich
dwóch małych szczęść.
O bosz... No to maja przesrane.
- Jakie je nazwiemy? – dodał po krótkiej chwili wpatrywania się w nowonarodzone dzieci.
A kolejna spacja poszła w pizdu...
O! O! O! O!
Ja wiem!!! Ja wiem!!!
*wyrywa się i podskakuje jak Hermiona do odpowiedzi*
Fineasz i Ferb!
Remulus i Romulus!
Artemida i Apollo!
Tom i Jerry!
Bonnie i Clyde!!!
...
Już wiem!!!
PINKI I MÓZG!!!!!
-
Już wymyśliłam imiona, a ty oczywiście jako ich ojciec nie masz absolutnie nic do powiedzenia. Chłopczyk będzie nosił imię Sasuke, a jego
siostra ZapalenieSpojówekEyen. – odpowiedziała podniecona.
Po czym zachichotała jak stereotypowa beliberka na koncercie... Ekh... wybaczcie, przez gardło mi to nie przejdzie. Wiecie o kogo chodzi.
Nie chciała mącić jego
szczęścia tym, co widziała. Chciała by się nacieszył dziećmi nim coś
miałoby im w tym przeszkodzić. W głębi czuła, że coś się wydarzy.
Są trzy wytłumaczenia tego zjawiska
-albo była po prostu głodna.
-albo ugryzł ja radioaktywny pająk.
-albo (czytaj słowa powyżej) alien.
Przeczucia nie myliły Yuri. Tydzień po powrocie do domu opowiedziała
Sakimoto to, co widziała.
Pewnie znowu wszystko zwalą na jej słabą wolę...
Jej mąż przejął się tym i poszedł porozmawiać z
Hokage, którego ta sprawa również mocno zaniepokoiła. Przez kilka dni
wertował stare księgi, aż któregoś wieczoru złożył szczęśliwym rodzicom
niespodziewaną wizytę wszystko im wyjaśniając.
- To… to nie może być prawda! – krzyknęła Yuri mocno przytulając do piersi słodko śpiącą dziewczynkę. – Musi być inny sposób!
Tak. Po obozie harcerskim dowiedziałam się, że sposobem na wszystko jest masowy mord. ^.^
Albo czekolada.
-
Uchiha–sama… wiem, że na pewno będzie ci trudno, ale naprawdę to
najlepsze wyjście. – kobieta cały czas potrząsała przecząco głową, a z
jej oczu płynęły łzy.
Psst... Myślę, że dostała choroby sierocej...
Może jej osa wpadła do oka. Na Herę nie zakładajmy od razu najgorszego!
-
Wolę by moja córka żyła z dala od nas, ale żeby żyła! Nie jest dla mnie
ważne gdzie! –
-A więc sprzedamy ją do ruskiego burdelu! Postanowione!- przytaknął Sarutobi
Któremu od dawna marzył się najnowszy "Batman:Arkham knight".
Nie pomyliłaś go z kimś siostrzyczko?
powiedział Sakimoto i nie zważając na płaczliwe protesty
żony zabrał jej córeczkę. Gdy dziewczynka została oderwana od ciepłej i
bezpiecznej piersi zaczęła
płakać,
To na pewno nie był chłopiec...? *patrzy podejrzliwie*
a wtedy serce jej matki krajało się jeszcze bardziej. Po kilku
minutach w salonie rezydencji Uchiha pojawiła się brązowowłosa Jounnin –
Kurenai,
Ejejejej... Kurenai miała czarne włosy!
Poza tym, skoro przybyła dopiero po paru minutach, to po cholerę zabierali matce to dziecko! Mogła je jeszcze potrzymać!!!
Może musieli to dziecko najpierw zapakować? No wiesz, owinąć w folie bombelkową, włożyć do paczki i nakleić znaczek z Putinem.
Folia bombelkowa!!! *bierze cały zwój i zakłada koszulkę z napisem "nie przeszkadzać, sprawy wagi państwowej"* *pyk*
której Hokage przekazał niemowlę.*pyk* Już miała znikać, gdy Yuri
podbiegła do niej i *pyk* włożyła coś na szyję maleństwa.*pyk* Był to srebrny
wisiorek ze znakiem klanu Uchiha. *pyk*
Ktory kupila w sklepie z pamiatkami, obok restauracji z Ramen. *pyk*
Tylko tyle mogła ofiarować swojej
córce. *pyk* Po chwili kobieta zniknęła w białym dymie. *pyk* Hokage również zaczął
się zbierać, ale widząc zapłakaną twarz *pyk* Yuri rzekł: *pyk*
Możecie przestać?!?!
Przeszkadzacie w analizie!
Psieplasiam...
*głaszcze siostrę* Dobre dzie... *pyk* ...cko... Eh...
Ups... :)
-
Uchiha–sama… to naprawdę było jedyne najlepsze wyjście. Proszę się nie
martwić, macie jeszcze dwóch wspaniałych synów, więc co się macie przejmować jedną nic nie znaczącą Marry Sue?
Biznes to biznes, a nie fundacja charytatywna!
. – i także zniknął w
białym dymie.
Małżeństwo stało jeszcze przez chwilę w salonie, a potem
skierowali się w stronę swojej sypialni. To był ciężki wieczór. Może sen
im pomoże?
Taa... Sen jest dobry na wszystko, chociaż po tym blogu będę miała koszmary...
Oj tam oj tam... Mnie się ostatnio śniło, że miałam skrzydła, wiec po prostu stad wylecę.
Rozdział 2 – Sny
Eyen
zbudził ze snu potworny dźwięk budzika. Znów miała „ten” koszmar.
Znów się biedaczce śniło, że Voldemort zabrał jej nos... Czekaj, to nie ta bajka...
Śnił
się jej na oko osiemnastoletni chłopak o czarnych włosach, bladej skórze
i zimnych, wyrachowanych oczach.
Oczy były tak zimne, bo od tygodnia trzymał je w lodówce.
Błagam powiedz, że się w nim nie zakochała. Nie chce powtórki z "Darów Anioła".
Noup... Tu chyba chodzi o Sasuke(jej brata)
Przed nim stało dwoje ludzi i coś do
niego mówili, ale ten gadał, że chce jednego, a gdy miał wymówić co, sen
się kończył za sprawą znienawidzonego budzika.
Okej.... Jeśli ktoś zrozumiał to zdanie, ofiaruję nobla.
*szept*
Eee... Noble nam się skończyły. Przetopiłam wszystko i wydalam na batmobil...
Mogłaś to ze mną skonsultować! Eee... Co powiecie na kisiel?
Zawsze w tym samym
miejscu. Dziewczyna się zastanawiała czy ten złośliwy przedmiot robił to
specjalnie.
Mam niezawodną radę. Wyłącz budzik słońce, to nie będzie cię budził... W moim przypadku zawsze działa. :-)
Świat się słonko nie zawali jak raz jedyny Mary Sue spóźni się na śniadanie.
Z niechęcią wstała z łóżka i przeciągnęła się. Musiała się
ogarnąć, a jakoś tak nie za bardzo się jej chciało. Ostatnimi czasy była
mocno przymulona i nie do końca wiedziała, co się dzieje wokół niej.
*robi mądrą minę i wypisuje receptę:*
Z serii Sebastian radzi: Odstaw zioło. Powinno pomóc...
Powoli wstała i wykonała poranne czynności.
Poranne czynności- odhaczone! Kapeluszniku, przygotuj się na "Zejście na Śniadanie"!
*odpala wszystkie komputery w Batcave i przygotowuje się do startu i kontroli lotu rakiety miedzyblogaskowej "Mary Sue" z ładunkiem "Eyen"
Panie i panowie to historyczna chwila!
Alfredzie podaj mi odświętną pidżamę i kisielek!
10... 9... 8... 7...
...Nudyyy... 0!!!
Gdy wchodziła do kuchni jej
matka jak zawsze krzątała się po pomieszczeniu. Eyen nieprzytomnie
usiadła na krześle i zaczęła pogryzać bułkę, gdy kasztanowowłosa kobieta
odezwała się:
- Kochanie! Już 7.50! Spóźnisz się!
-
Co?! Znów się spóźnię! Stara Matsuki mnie zabije! – wrzasnęła
dziewczyna i zrywając się z krzesła z pośpiechem wzięła w rękę jakąś
pierwszą lepszą bułkę,
Czy ona dopiero jednej nie zjadła? Jeśli przy takiej ilości bułek utrzymujesz linie, to znak, że mieszkasz w blogasku! No bo, ludzie... Zjadła dwie bułki... I to w pośpiechu!
torbę z książkami i jak oparzona wyleciała z domu
krzycząc: – Pa mamo! Wrócę jak zwykle! – i już jej nie było. Kobieta
jeszcze nieco zmartwiona odprowadzała córkę wzrokiem.
Cholera
cholera! Już nie żyję! – myślała, gdy poruszała się po Tokio w
oszalałym tempie.
No i miała rację, bo na najbliższym skrzyżowaniu potrąciła ją ciężarówka... Koniec!
Nie bądź taką optymistką... To dopiero początek... :(
Dam milion absurdów temu kto mi pokaże jak poruszać się szybko po Tokio. Co ona była duchem, czy po prostu te tłumy śpieszących do pracy japończyków ustępowały jej z ukłonem z drogi?
Co marysue, to marysue... Nic nie poradzisz...
Jej długie do pasa czarne włosy pięknie powiewały na
wietrze.
Miała bladą twarz i wielkie, tajemnicze, czarne oczy. Z pozoru
spokojna, ale potrafiła wybuchnąć. Łatwo się irytowała i wpadała w
złość. Zawsze kierowała się emocjami. To było jej zaletą i wadą. Wielu
chłopców się za nią uganiało, ale Eyen zbywała ich jednym spojrzeniem.
Szlachta nie jada z plebsem. Pff... *robi wyniosłą minę*
Miała w nich coś… coś takiego, co nie pozostawia żadnych złudzeń.
Martwi mnie, CO ona mogła mieć w tych chłopcach???
Szybko
wbiegła na szkolny korytarz i pognała do swojej sali modląc się by
Matsuki–sensei jeszcze nie było. Jak wicher wbiegła do sali i usiadła w
swojej ławce dysząc. Tuż koło swojej przyjaciółki – Sasori. Była to
blondynka o fiołkowych oczach i twarzy miłego, niewinnego dziecka.
To trochę podejrzane... Dzieci nigdy nie są niewinne...
Eh... Wiem coś o tym. *patrzy na siostrę z wyrzutem*
-
Mamy święto Eyen. Po raz pierwszy od trzech miesięcy nie spóźniłaś się.
Co to się stało? – zapytała z sarkazmem spoglądając na swoją
przyjaciółkę. Jej nie przerażało nawet zimne spojrzenie czarnowłosej
przy którym tylu innych wymiękało.
Nie żeby coś, ale mnie też przeraża wizja spojrzenia oczu trzymanych w lodówce... Kapeluszniku, musisz zabrać mój zapas gałek ocznych do siebie, ja przez tydzień będę miała koszmary...
Dziewczyna postanowiła puścić pytanie
mimo uszu. Z uwagą słuchała nauczycielki, która pojawiła się w klasie
tuż zaraz po niej, ale po dziesięciu minutach całkiem odpłynęła.
*Patrzy na zdanie powyżej*... *wybucha niekontrolowanym śmiechem*... *analizuje*
Wniosek:
Eyen uważnie słuchała nauczycielki, która weszła tuż zaraz po niej... I wszystko by było w miarę OK, gdyby nie to, że nie da się słuchać nauczycielki, która po dziesięciu minutach odpłynęła...
Znów
śnił się jej ów tajemniczy chłopak, ale tym razem sen został przerwany
wcześniej niż zazwyczaj. Z nieukrywaną irytacją podniosła jedną, zaspaną
powiekę i o mało nie spadła z krzesła. Jej nauczycielka wydawała się
balansować na granicy wściekłości i udawanego spokoju.
Okej... Ot zagwozdka: Czemu jej nauczycielka miała nauczycielkę?
A propo nauczycielki: Hulk wściekły. Hulk miarzdyć...
-
Asahara…! – Eyen już wiedziała, o co chodzi i szybko wyszła z klasy nim
Matsuki – sensei rzuciłaby w nią czymś ciężkim. Z trudem dotrwała do
swojej ulubionej lekcji jaką była lekcja wychowania fizycznego.
Uwielbiała ruch i żadne gimnastyczne akrobacje nie były jej straszne.
Ha ha ha... Nie bała się fikołków, a nawet skręto-skłony nie mogły jej podskoczyć!
W
drodze powrotnej Eyen rzekła:
Ej, no zaraz.. Co sie tu dzieje???!!! Wyrzucili ja z lekcji czy co?
- Ymm… Saori… co ty o tym wszystkim myślisz? – blondynka spojrzała na nią z nieukrywanym zdziwieniem.
- To znaczy o czym?
-
O tych snach, o moim zachowaniu. Co jest ze mną, do cholery nie tak?!
*kiwa głową z godnością Buddy*
Dorastasz kochanie... Dorastasz...
–
krzyknęła i ze wściekłości walnęła pięścią w najbliższy słup. Gdy
zabrała stamtąd rękę w słupie pozostało wgięcie. Saori zawsze nieco się
denerwowała na pokaz siły przyjaciółki, która robiła to zupełnie
nieświadomie. Musiała się na czymś wyżyć żeby nie wybuchnąć w niektórych
momentach.
Okej. Ja rozumiem, że ona jest z wioski ninja, że będzie kunoichi i tak dalej... Ale skąd do cholery u niej super siła?!?
- Eyen ja myślę, że jesteś po prostu przemęczona i… Właśnie dla tego gołą ręką potrafisz zrobić wgniecenie w metalowym słupie. Logiczne...
-
Wcale nie jestem przemęczona! Od ponad półtora roku nawiedzają mnie
dziwne sny, w których pojawiają się dziwni ludzie. Nie wiem już, co o
tym myśleć, momentami czuję się zagubiona…
Phi, mnie odkąd skończyłam pięć lat męczą koszmary... I nie narzekam!!!
Czas pomyśleć o porządnej sesji terapeutycznej.
*reklama*
*zaczesuje włosy na bok i przemawia głosem Brada Pitta*
Czy męczyła was kiedyś bezsenność?
Czy jakieś dwie stare wariatki rodem z krainy czarów wisiały wam kiedys na parapecie?
Czy macie dość bezsęnnych nocy spędzonych z karabinem?
Sklepik "Ostatnie tchnienie" oferuje wam pierwszorzedne usugi terapełyczno-senno-ochroniarskie!!!
Levi Ackerman jako ochroniarz i Amidamaru, (jako czytacz bajek terapeuta i miś do przytulenia) tylko w cenie 3000 absurdów!!!
Ale wracając do analizy:
- Eyen… – Saori przerwała czarnowłosej próbując ją jakoś pocieszyć.
-
…ale przyrzekam, że ja, Asahara Eyen znajdę rozwiązanie! I wiesz, co
jeszcze? Jestem święcie przekonana, że ja tych ludzi znam! –
Podziwiam... Nie wiem jakim cudem pamiętasz swojego brata, którego widziałaś zaledwie parę dni, a poza tym nie widzieliście się od jakiś 16 lat... Nie zmienił się w ogóle, czy co? Dalej jest mały, łysy i pomarszczony? Morze tam inaczej płynie czas, a Sasuke ma już 140 lat i jest zgrzybiałym starcem?
Albo faktycznie, dalej niemowlęciem...
blondynka
tylko lekko pokręciła głową. Miała inną teorię na temat tych snów, ale
jej przyjaciółka uparcie nie chciała ich słuchać. Teraz wolała się z nią
o to nie kłócić. Obie w milczeniu rozeszły się do swoich domów.
Żadnego: "Hejka!", "Pa!", ani nawet "Widzimy się w szkole!"? Przykre...
Rozdział 3 – Smutna prawda
Drzwi
trzasnęły z typowym hukiem.
To znaczy... *zaczyna obgryzać paznokcie ze strachu*... że moje mogą trzaskać z nietypowym?
Do przedpokoju wleciał podmuch chłodnawego
jesiennego powietrza. Eyen szybko zdjęła płaszcz i skierowała swoje
kroki do kuchni by napić się ciepłej herbaty. Przechodząc zauważyła, że
obydwoje rodzice siedzą w salonie jakby mieli pod tyłkiem szpilki.
Ja bym tam nie szła... Może za kanapą siedzi seryjny morderca, i mierzy im w łby pistoletem? Zawsze rozważaj ten najczarniejszy scenariusz...
Albo jest jeszcze gorzej! Może oni na prawdę pod tyłkami mają szpilki?!?
Albo szpilki w tyłku...
Jej
ojciec przywołał ją gestem do pokoju. Czarnowłosa zdezorientowana ich
zachowaniem posłusznie wykonała polecenie. Usiadła na brzegu fotela,
patrząc ciekawym spojrzeniem czarnych oczu na rodziców. Przez chwilę
panowała cisza, która jeszcze bardziej przerażała czarnowłosą.
Zastanawiała się, co się stało. Wtem jej ojciec odezwał się:
-Eyen,…
bo… jest coś o czym musimy ci powiedzieć… –
-Jesteś alienem.
-Zamierzamy sie rozwieść.
-Zostałaś poczęta w probówce.
-Tak naprawde jesteś chłopakiem i masz na imię Leo...
*śmiechy na sali*
Jesteście pewni że to żart?
*cisza*
przez ciało dziewczyny
przeszedł niemiły dreszcz. O co, do cholery chodzi? – pomyślała. W
głowie wytworzyło jej się kilka scenariuszy, ale wszystkie były wręcz
absurdalne.
W jednym z nich teletubisie porwały jej rodziców za siedem gór i lasów, a to są ich hologramy, które powiedzą jej, że ma uratować świat. Natomiast w drugim ich rodzice naćpali się i i mają zamiar jej kazać łapać białe myszy biegające po suficie... osobiście skłaniam się ku pierwszej opcji...
A mnie się druga podoba.
*idzie łapać białe myszy na suficie*
Milczała pozwalając rodzicom by dokończyli to, co mieli jej
powiedzieć.
-
Już dawno powinniśmy to zrobić, ale zawsze się baliśmy, że coś ci się
stanie. Zawsze miałaś taki wybuchowy charakter. – powiedziała jej matka
Mari Asahara. Eyen cicho prychnęła z irytacji jak zawsze, gdy ktoś
wypominał jej wady. – Musisz zrozumieć, że… że nie chcieliśmy cię
oszukiwać, a jedynie ochronić… Zanim ci powiemy, musisz wiedzieć, że
zawsze cię kochaliśmy i będziemy kochać, bez względu na to, co będziesz
zamierzała uczynić. Nawet jeśli postanowisz wymordować cały klan i zatruć umysł młodszego brata chęcią zemsty... A nie, czekaj... To już zrobił Itachi! – czarnowłosa na chwilę zesztywniała. Przez moment
przeszło jej przez myśl, że rodzice chcą jej powiedzieć, że będzie miała
rodzeństwo. Była jedynaczką i od zawsze pragnęła mieć młodszego
braciszka lub siostrzyczkę.
Ale Eyen przecież ty już masz Braciszka! Nawet dwóch!!! I... No i w sumie nikogo więcej, bo Itachi wszystkich wymordował...
Jednak im nie o to chodziło. – Eyen… ty… nie
jesteś naszą rodzoną córką. Przygarnęliśmy cię, gdy byłaś niemowlęciem.
– w salonie zapanowała grobowa wręcz cisza.
A powiedzieli jej to TERAZ poniewaaaż...?
Ostatnia wypowiedź trafiła w
czarnooką jak piorun i poczuła, że nagle wszystko legło w gruzach. Jej
piękny świat, który stworzyła u boku tych dwojga ludzi, których
kochała rozpadł się jak domek z kart przez podmuch wiatru. Ciało
odmawiało jej posłuszeństwa i tylko delikatne drżenie rąk i ramion
wskazywało, że jeszcze żyje.
Hola, hola! Oni jej powiedzieli, że jest adoptowana, a nie, ze są seryjnymi mordercami, którzy hodowali ją tylko po to, żeby sprzedać jej organy na czarnym rynku! Czemu zaraz ma się rozpadać cały świat?!?
A miałaś przecież trafić do Rosyjskiego burdelu... NIE NARZEKAJ.
– E… Eyen? – Mari spróbowała dotknąć córki,
ale ta wyrwała się i w furii wrzasnęła:
-
Nie dotykaj mnie! – przestraszona kobieta cofnęła się nagłym atakiem
wściekłości.
*czyta*... *czyta jeszcze raz*... *i jeszcze raz*... Nie. Z której strony by nie spojrzeć, ze zdania wynika, że ta kobieta cofa się nagłym atakiem wściekłości...
– Jak… Jak mogliście?! I niby kiedy miałam się o tym
dowiedzieć?! Nienawidzę was! – krzyknęła na koniec i uciekła po schodach
do swojego pokoju. Gdy tylko trzasnęły drzwi, Mari osunęła się w
ramiona męża i załkała:
- Yosuke… czy to na pewno była słuszna decyzja?
-
To była jedyna decyzja, Mari. – odrzekł jej mąż i mocno przytulił
ukochaną żonę.
Dobra... Nie mogę zrozumieć, czemu ałtorka nie zmieniła słowa "decyzja" na na przykład "wybór". No bo proszę was! To brzmi tak, jak by to była jedyna decyzja jaką w życiu podjęli!!!
Gdy tylko za Eyen trzasnęły drzwi, dziewczyna rzuciła się
na łóżko zanosząc się niepohamowanym płaczem. Nie mogła znieść myśli,
że została tak paskudnie oszukana. W jej sercu kłębił się teraz
niewypowiedziany żal i lęk. Na pewno płakałaby tak jeszcze przez dłuższą
chwilę, rozczulając się nad sobą. To spowodowało, że powstrzymała
cisnące się jej na oczy łzy i starała się racjonalnie pomyśleć Przecież
nie była beksą! Wtem poczuła ostry ból głowy. Syknęła i położyła się na
plecach, próbując o nim zapomnieć i przypisać go zmęczeniu i emocjom.
Najważniejsze to musiała się zastanowić, co ma teraz zrobić. Tysiące pomysłów przebiegało przez jej umysł, aż w końcu wybrała ten najbardziej
szalony: postanowiła uciec z domu.
Ale... Ale... Po co?! Dlaczego?! Ludzie nie takich rzeczy się dowiadują... Mnie tata kiedyś powiedział że nie kupił kisielku. TO była tragedia...
Na poczekaniu wymyśliła bym co najmniej 10 bardziej szalonych rzeczy.
Na przykład? *patrzy podejrzliwie*
Hmmm... Wbiec do domu z wyrzutnią kisielu i wszystko nim ostrzelać? Skoczyć na bangee? Uprawiać zapasy z krokodylami w budyniu... Albo po prostu zrobić to:
Złapała za plecak i zaczęła wrzucać
do niego rzeczy, które wydawałby się jej najpotrzebniejsze. Po kilku
przepakowaniach jak stwierdziła była gotowa do ucieczki. Wyszła z pokoju
delikatnie zamykając za sobą drzwi i powoli schodząc po schodach. W
zamierzeniu miała wyjść po cichu tak żeby nic nie wskazywało na to, że
jej niema. Jednak nie udało się to. Przechodząc obok kuchni rzuciła cień
na kafelkowaną posadzkę i to zwróciło uwagę Mari. Kobieta ruchem ręki
zaprosiła Eyen do środka. Dziewczyna niechętnie zrobiła to, o co ją
prosiła kobieta, którą przez piętnaście lat nazywała „matką”
Rozumiem, że to, że ta właśnie kobieta obdarzyła ją miłością i wychowała jak własne dziecko nic dla niej nie znaczy... Sorry, ale już jej nie lubię.
Dopiero teraz?
i usiadła
po drugiej stronie ciemnego, drewnianego stołu. Brązowowłosa
dostrzegając plecak zrozumiała, co jej córka zamierza uczynić.
-
Eyen … wiem, co chcesz zrobić i nie będę cię od tego odciągać. Masz
prawo poznać swoich prawdziwych rodziców, ale zanim odejdziesz chcę ci
coś dać.
Zaraz, chwilunia... Ta kobieta przez 16 lat ja karmiła i wychowywała, a teraz tak poprostu pozwala jej uciec z domu???!!!
*wręcza jej nagrodę matki roku*
-Krzyżyk na droge, a wracając przynieś mleko...
– Mari położyła na stole małe zawiniątko owinięte w białe
płótno. Czarnowłosa nie wiedziała czy ma sięgnąć po ów prezent czy
raczej nie. Widząc, że kobieta naprzeciwko się nie rusza, wyciągnęła
rękę po pakunek. Powoli odwinęła płótno i wyraz szczerego zdumienia
wykwitł na jej twarzy. W dłoni trzymała mały srebrny wisiorek w
kształcie przypominającym koło. Mari pośpieszyła z wyjaśnieniami. – Ten
łańcuszek miałaś na sobie, gdy cię znaleźliśmy pod naszymi drzwiami.
Serio? Pod drzwiami? Nie słyszeliście może o czymś takim jak sierociniec? A nawet jeśli nie, to tam zwykle dzieci spędzają pewien czas zanim znalazcy nie wypełnią papierów adopcyjnych, o ile oczywiście zdecydują się adoptować to dziecko!
Twoja prawdziwa mama pewnie bardzo się o ciebie martwiła i dała ci go
jako amulet.
Bardzo... Właśnie dla tego zostawiła cię pod drzwiami obcych ludzi.
– Gdyby się naprawdę martwiła to by mnie nie porzucała! –
pomyślała Eyen, znów czując napływającą wściekłość.
-
A moje imię? Wymyśliliście je sobie czy faktycznie tak się nazywam? –
jad w jej głosie był nie do zniesienia i Mari lekko się skuliła słysząc
go.
Bezczelność+chamstwo+brak szacunku dla ludzi którzy ja kochali i wychowywali= Mary Sue.
-
N… Nie. Do kocyka była przyczepiona karteczka z twoim imieniem. Tylko
tyle. – Eyen poczuła ukłucie bólu w swoim sercu. Miała teraz straszny
mętlik. Ścisnęła srebrny wisiorek jak to miała w zwyczaju zadziałała
pod wpływem emocji. Podbiegła do swojej przybranej matki i mocno ją
objęła.
-
Dziękuję za wszystko… i przepraszam. – wyszeptała. Mari uśmiechnęła się
ciepło i pogłaskała córkę po długich włosach. Dziewczyna nie miała już
ochoty na dłuższe pożegnanie, więc szybko ulotniła się z domu. Gdy już
miała zniknąć za zakrętem zauważyła, że w oknie pewnego domostwa stoi
kobieca postać oświetlana światłem żarówki. Eyen szybko stłumiła w sobie
wszelkie sentymentalne uczucia i pozwoliła by jej postać okryła
ciemność.
[Wspaniałomyślnie usuwamy długi i bezsensowny fragment o tym, że nie ma się gdzie podziać... Nagle pojawia się jakiś gościu i bum:]
-
Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? – rzuciła wrogo. Pod ręką nie miała
nic ostrego prócz własnych paznokci, które dzień wcześniej spiłowała.
*patrzy na dłoń*
Tylko ja nie mam paznokci pod ręka?
Szlag by to trafił! – przeklęła w myślach. Blondyn jednak zręcznie
ominął zadane wcześniej pytanie.
-
Jesteś sama, przemoczona i jak przypuszczam głodna. Chodź ze mną.
Ogrzejesz się i przeczekasz deszcz. – rzucił niby od niechcenia. Eyen ta
propozycja wydawała się niezwykle kusząca.
Przed chwilą chciałaś mu wydrapać oczy...
Mary Sue zmienną jest.
Przez kilka sekund rozważała
za i przeciw przyjęcia propozycji. W jej umyśle zapaliła się czerwona
lampka, ale zignorowała ją z premedytacją
Dlaczego z premedytacją?!
Chciała go potem zgwałcić i zamordować w ciemnej uliczce?
i pozwoliła się poprowadzić
nieznajomemu blondwłosemu chłopakowi do jego mieszkania.
Co oczywiście udowadnia nam jak mądra jest nasza bohaterka...
Wnętrze
domu było nawet przyjemne i wyglądało na niezwykle drogie. Wszędzie
skóry, marmury i inne rzeczy, których ci bogaci używają do wystroju
swojego domu. Chłopak wskazał Eyen skórzaną sofę, a sam zniknął w kuchni
zaparzyć dla niej herbatę.
Ona wie, że u obcych się nic nie je, nie pije i się nigdzie z nimi nie chodzi... Prawda?
Nie aniołku... Ona chyba nie oglądała filmiku o kotkach...
O Jakim filmiku mówisz???
https://www.youtube.com/watch?v=3oO3zRycaN8
Dziewczyna niepewnie usiadła na skraju sofy i
jak małe dziecko, ciekawie rozglądała się dookoła. Blondyn wrócił po
pięciu minutach z kubkiem pełnym parującej herbaty.
I zaproponował jej wycieczkę krajoznawczą do piwnicy...
Czarnowłosa z
wdzięcznością przyjęła napój. Nieznajomy patrzył jak ta zachłannie
wypija całość naczynia i uśmiechnął się pod nosem. Wątpił żeby to była
ona, ale jeden człowiek wte czy wewte nie robił mu różnicy.
Okej... Mnie niby też to rybka... Sayonara skarbie!
Jak ci nie bedzie potrzebna to mamy niedobur ludzinz w sklepiku. Na czarnym rynku schodzi jak ciepe bueczki...
-
Niech ci idzie na zdrowie… Asahara Eyen… – dziewczyna jakby coś jej
stanęło w gardle, popatrzyła na chłopaka. Dopiero teraz zauważyła, że
miał krwistoczerwone oczy.
Refleks szachisty, nie powiem...
-
C… Co? Skąd wiesz kim ja… – ale nie zdążyła dokończyć, bo poczuła nagłą
senność. Powieki zaczęły jej opadać i nawet nie próbowała tego
powstrzymywać. Zanim całkiem zapadła ciemność ujrzała zdziwioną twarz
blondynka i czerwone światło.
Ciąg dalszy może nastąpi...
A morze jest głębokie i szerokie...
Kapelusznik widząc kolejny rozdział wykitował! Akcja ratunkowa trochę potrwa, więc do zobaczenia w następnej analizie!